Ostatnio wiele się mówi o rozszerzaniu diety metodą BLW czyli Bobas Lubi Wybór. Nie chcę opowiadać o tym co to jest za metoda, na czym polega oraz jakie ma plusy i minusy (a minusy również ma, choćby powstający bałagan). Artykułów na temat BLW było już wiele i zakładam, że każda mamusia ma już jakąś opinie wyrobioną na ten temat. Dla tych mam, które się zdecydowały zebrałam sposoby, które pomogły mi ograniczyć bałagan w domu podczas rozszerzania diety metodą BLW. Listę tą nazwałam żartobliwie „Bobas Lubi Wyrzucać”. Bo lubi! Chyba nikt nie zaprzeczy. Lubi też rozrzucać, rozcierać, rozgniatać, a my musimy później temu sprostać.
Najlepiej takie, które po jednym posiłku nie będzie wymagało malowania ścian i prania dywanu. Lepiej, by w zasięgu rączek dziecka (czy odległości, na którą może polecieć rzucona przez niego marchewka) były płytki, meble lub inna ścieralna powierzchnia. Dobrze, by podłoga nie była pokryta dywanem, a jeśli już jest można rozłożyć folię malarską, ceratę, gazety (dużo roboty), czysty materiał – obrus, prześcieradło (moja koleżanka, która stara się potem resztki jedzenia pozbierać, by jak najmniej marnować). Jak dla mnie to tylko zmiana powierzchni, z której się sprząta, dlatego uznaje to za dobry sposób tylko w przypadku dywanów. Ale! Ale! Żeby nie było tak łatwo musimy pamiętać, że BLW zakłada wspólne jedzenie posiłków. Nie możemy więc dziecka wyeksmitować w najdalszy kąt mieszkania. Wyczerpując temat podłogi - najlepszym przyjacielem rodzica często okazuje się wtedy pies, aczkolwiek nie polecam kupowania czworonoga tylko przez wzgląd na metodę BLW.
Nie polecam mięciusich, słodziusich tapicerek. Nawet jeśli mogą być zdjęte i wyprane. Zimą tak szybko nie wyschną. Poza tym w trakcie jedzenia dziecko sobie przypomina, że przecież jeszcze nie poklepało misia na podusi ;)
Dzieciaczek może poplamić również swoje ubranko. Może… Baaa, poplami na pewno! Możemy zainwestować w fartuszki nieprzemakalne z rękawami lub jeśli jest ciepło to dziecko rozebrać do pieluszki. Mojej córuni goły brzuszek nie przypadł do gustu, bo gdy jedzonko spadło to ją ziębiło. Kolorowy śliniak, który tak podobał się mamie odwracał jej uwagę. Najlepiej sprawdził się zwykły biały, a raczej kilka na zmianę. Czasem jego drugi koniec przytrzaskiwałam blatem od krzesełka. W jego zagłębienie wpadały niektóre kawałki jedzenia przez co mniej lądowało na ziemi. Miałyśmy też kilka ubranek, na których nam „nie zależało” więc mogły ulec zaplamieniu bez rwania włosów z głowy i rozpaczy.
Więcej bałaganu robią produkt płynne. Z podaniem dziecku do samodzielnego jedzenia zupek, kaszek czy innych papek poczekałam, aż nabierze większej wprawy.
Najlepiej nie podawać dziecku jedzenia na talerzykach. Owszem jest to ciężkie bo na rynku jest cała masa pięknych naczyń dla dzieci i aż kusi by nimi obdarować swoją pociechę. Niestety często lądują one na ziemi, a wraz z nimi zawartość. Cała. No i po jedzeniu. Są również dostępne takie z przyssawkami, ale moje dziecko bardzo one ciekawią, czasami bardziej niż jedzenie, a przecież nie o to chodzi. Lepiej dawać prosto na stoliczek, ale nie wszystko na raz, a porcjami. Nawet jeśli „stracimy” pierwszą partię mamy coś na dokładkę.
Z rzeczy „zawsze pod ręką” będziesz potrzebować:
Tego niestety nigdzie nie kupimy, ale pamiętajmy, że karmienie malca łyżeczką wcale nie gwarantuje braku bałaganu. Wystarczy jeden gest rączką, próba wyrwania łyżeczki, odkrycie, że jedzenie świetnie nadaje się do plucia czy robienia bąbelków.
Życzę każdej mamie, by walka o czysty dom nie przesłoniła jej radości z macierzyństwa, a metoda BLW zaowocowała brakiem problemów w przyszłości z „Tadkami-niejadkami”.