Nasza córka niedawno osiągnęła wagę mobilizującą nas do zmiany fotelika samochodowego. Przy okazji wizyty w sklepie odświeżyliśmy sobie kilka zasad bezpiecznej jazdy maluszków w samochodzie. Niektóre z nich okazały się dla nas nowe. Jedne i drugie chciałabym streścić w tym artykule, bo o bezpieczeństwie nigdy za wiele!
Nie zapewnia ona dziecku bezpieczeństwa. Dlaczego? Ponieważ boki i głowa nie mają żadnej ochrony. Chyba nie trzeba pisać czym to grozi w przypadku zderzenia. To jakaś pozostałość dawniejszych czasów, gdy uważało się że najważniejsze w przewożeniu dzieci samochodem jest odpowiednia wysokość przebiegania pasa przez ciało dziecka.
Nie będę przekonywać. Tak mówią badania i symulacje zbyt wielu fachowców by się z nimi kłócić. Nie, choroba lokomocyjna nie jest od siedzenia tyłem. Choroba lokomocyjna jest spowodowana zdezorientowaniem błędnika. Dlatego kierowca, który wie co się dzieje z maszyną, a więc i jego ciałem choroby lokomocyjnej nie ma. Pasażer obok jeśli patrzy na drogę też nie. Co innego, gdy czyta książkę lub patrzy w telefon. Dlatego zdejmijmy dziecku tylni zagłówek. Dostaje wtedy od nas w prezencie całą powierzchnię tylnej szyby do obserwacji. To więcej niż patrząc w przód, gdzie zasłania mu głowa pasażera lub zagłówek. A co zrobić z nogami w takich fotelikach? Dzieci moich koleżanek i nasze wiedzą doskonale i jakoś nigdy nie mają z tym problemu.
Napisałam mamę, ale chodzi o każdą osobę towarzyszącą. Czemu to ważne? Ponieważ dzieci, gdy widzą mamę wolą siedzieć u niej na rękach niż w foteliku, ssać pierś niż smoczka i ogólnie wyrywać się do mamy. A my? No cóż, skłonne jesteśmy im to wszystko dać byleby nie płakały. Tak! Widziałam kiedyś kobietę nachylająca się nad fotelikiem i karmiąca piersią! Sama była wypięta z pasów. W razie wypadku mogła albo wypaść przez przednią szybę, albo przygnieść dziecko. Poza tym uwielbiamy podawać dziecku jedzenie i napoje, którymi może się zadławić oraz zabawki, które mogą spowodować urazy w razie choćby hamowania. Dłoń z jedzeniem na łyżeczce w trakcie nagłego hamowania z 60 do 0 km/h waży więcej kg niż możemy przypuszczać! Pomijam możliwość wybicia się łyżeczki w ciało dziecka. Znana chyba wszystkim jest historia mamy, która podczas takiego zachowania tak niefortunnie uderzyła dziecko swoim ciałem w ciemiączko, że dziecko zmarło. Same z kolei, z tyłu nie mamy zagłówka czy poduszki powietrznej.
Ej serio o tym piszesz? Tak, serio! Ponieważ ciągle czytam artykuły o tym, że rodzice wsadzili dziecko w kubełku do auta i pojechali. Tak po prostu, bez zapinania. W innym, że dziecko jechało z mamą na kolanach. Bo niedaleko, bo mało czasu, bo zawsze było pusto na drodze, bo płakało. A wypadki chodzą po ludziach. Niestety jak to mówią: ludzie po wypadkach czasem już nie.
Po pierwsze bo grozi to zakrztuszeniem i zachłyśnięciem. Po drugie bo okruszki czy wylany napój trafia również w aparaturę zapinająca powodując słabsze trzymanie naszego dziecka w pasach.
Bardzo przydatny gadżet, a przy dzieciach nawet niezbędny. Wybierzmy jednak te najprostsze czyli przyciemniacze rozpięte na zwykłym druciku, montowany do szyby przyssawkami. Miękki i lekki, zupełne przeciwieństwo roletki, która choć bajerancka przy ostrym hamowaniu może wypaść prosto na główkę dziecka.
Nasza Córcia przypięta pasami i zmuszona do siedzenia jest bardzo nieszczęśliwa dlatego jazda bez zabawek byłaby niemożliwa. Wybieramy jednak tylko te miękkie, najczęściej maskotki ponieważ wystarczy ostrzejsze hamowanie i zabawka wyrwana siłą pędu z małych rączek nabiera przyspieszenia i mimo niewielkiej wagi uderza z dużą siłą. Co innego dostać w głowę maskotką, a co innego metalowym resorakiem.
Postarajmy się by wszystkie rzeczy trafiły do bagażnika ponieważ (podobnie jak w pkt. 7) w razie wypadku "fruwają" po całym samochodzie potęgując obrażenia.
Chodzi o to by pasy jak najlepiej oplatały ciało dziecka, a nie kurtkę, z której jak pokazuje wiele filmików, można się wyślizgnąć przy dużej sile uderzenia! Na rynku dostępne są specjalne ocieplacze z otworami na przeplecenie pasów dzięki czemu idą one wewnątrz kombinezonu doskonale trzymając ciało.
Co z tego, że maluszek wyjdzie cało z wypadku jeśli nam się coś stanie i nie będziemy mogli się nim zajmować? Dlatego również ściągamy grube kurtki, zapinamy pasy, sprawdzamy czy przebiegają na odpowiedniej wysokości (z boku na wysokości ucha można to regulować), dopasowujemy wysokość zagłówka, napinamy krótszy pas przez co nadmiar dłuższego zwinie się automatycznie (pasy nie mogą być luźne), nie wyciągamy nóg na deskę rozdzielczą (mimo, że świetnie wychodzą wtedy zdjęcia) czy fotel. Grozi to złamaniem nóg, wbiciem ich kości w miękki brzuch i urazem delikatnych narządów.
To nasze 10 przykazań bezpiecznej jazdy. Nie twierdzę, że przestrzeganie ich jest łatwe. Nasz bobas zdecydowanie nie lubi jeździć autem co podkreśla bardzo głośnym, niestrudzonym płaczem. Zdecydowanie lepiej znosi jazdy, gdy nie siedzę koło niego i mnie nie widzi. A Wy co dorzuciłybyście do listy? Jak u Was wygląda wyprawa samochodowa z maluchem, lubią podróżować czy wręcz przeciwnie?