Jako mama trójki dzieci – 4-letniego Stasia, 2-letniej Gabrysi i 3-miesięcznego Krzysia (który jest wcześniakiem) – codziennie mierzę się z wyzwaniami związanymi z jedzeniem. Każde z moich dzieci jest inne i ma swoje preferencje, ale jedno jest pewne – okres między 2. a 4. rokiem życia to prawdziwa karuzela, jeśli chodzi o akceptację jedzenia!
Wybiórczość pokarmowa pojawiła się u nas na dobre, zwłaszcza u Stasia, który od jakiegoś czasu odmawia jedzenia warzyw, a jego menu mogłoby się składać głównie z makaronu i bułek. Z kolei Gabrysia przechodzi przez etap neofobii i wszystko, co nowe, traktuje z podejrzliwością. Jak sobie z tym radzę? Mam kilka sprawdzonych sposobów!
Gdy Staś skończył rok, wydawało mi się, że będzie jadł wszystko. Jakże się myliłam! Nagle, około 2. roku życia, zaczął wybierać tylko „bezpieczne” jedzenie i nie chciał próbować niczego nowego. Gabrysia, jak na młodszą siostrę przystało, szybko zaczęła go naśladować.
Lęk przed nowym jedzeniem. Pojawia się ok. 2. roku życia i może trwać nawet kilka lat.
Dzieci w tym wieku lubią decydować, a jedzenie to świetna okazja do pokazania swojej niezależności.
Po pierwszym roku życia tempo wzrostu spada, więc dziecko po prostu nie potrzebuje już tylu kalorii.
Niektóre dzieci mogą mieć trudność z zaakceptowaniem określonych tekstur lub smaków.
Mam w domu dwójkę wybrednych małych smakoszy, ale stosuję kilka metod, które naprawdę działają!
Nie zmuszam, ale proszę, by Staś i Gabrysia spróbowali choć jednego gryza nowego produktu. Czasem jest marudzenie, ale dzięki temu zdarza się, że coś im posmakuje!
Dzieci uczą się przez naśladowanie, więc staram się, by posiłki były rodzinne. Bez telewizora, bez telefonów – po prostu razem przy stole. Widząc, że ja i mąż jemy warzywa, dzieci chętniej próbują nowych rzeczy.
Gabrysia uwielbia myć warzywa, a Staś z dumą miesza ciasto na placki. Im bardziej są zaangażowani, tym większa szansa, że spróbują swojego dzieła!
Staś nie znosi gotowanej marchewki, ale surową pokrojoną w słupki chrupie jak szalony. Gabrysia nie tknie brokuła, ale gdy dodam go do omletu – zje bez marudzenia. Nie każde dziecko lubi warzywa w klasycznej formie!
Dzieci jedzą oczami. Razem układamy warzywa w zabawne wzory – np. „drzewko” z brokuła i marchewkowych kwiatków. Staś nie zawsze to zje, ale chętniej spróbuje, jeśli wygląda ciekawie.
Jeśli Staś mówi „nie chcę tego jeść”, nie dostaje od razu chleba z masłem. Ma możliwość wyboru z tego, co jest na stole. Jeśli nie zje – trudno, nadrobi przy następnym posiłku. Dziecko nie zagłodzi się z własnej woli!
Kiedyś mówiłam: „Zjedz warzywa, a dostaniesz deser”. Efekt? Staś jeszcze bardziej nie chciał ich jeść. Teraz mówię: „Te brokuły są super zielone i wyglądają jak drzewa! Chcesz spróbować?” – czasem działa!
Najczęściej problemem są warzywa. Oto moje sposoby na ich „przemycenie”:
Marchewka w placuszkach, cukinia w spaghetti, buraki w naleśnikach.
Staś nie lubi gotowanej papryki, ale surową z hummusem je chętnie.
Pytam: „Chcesz brokuły czy fasolkę?”, zamiast „Zjesz brokuły?”. Dzieci lubią mieć poczucie kontroli.
Czasem Staś nie chce zjeść warzyw, ale jeśli podam je z ulubionym sosem (np. jogurtowym), jest większa szansa, że spróbuje.
Jestem pewna, że za jakiś czas wybiórczość jedzeniowa u Stasia i Gabrysi minie – tak jak u większości dzieci. Najważniejsze to nie robić z jedzenia tematu konfliktu i zachować spokój!