Mój synek, kiedy tylko zaczął raczkować wkroczył w okres testowania rodziców. Dzień w dzień, przez wiele miesięcy potrafi podchodzić do zakazanego miejsca i próbować dotknąć rzeczy, której dotykać mu nie wolno. Sprawdza naszą czujność, obserwuje reakcje. Wie, że nie może tego dotykać, kręci główka i mówi „nie nie nie”, a jednak wciąż próbuje. Nie pozwalamy dziecku na pewne rzeczy, ze względu na jego bezpieczeństwo (m.in. dotykanie wtyczek, kontaktów, wyrzucanie ziemi z kwiatów doniczkowych). Nie tolerujemy też pewnych zachowań, które są niegrzeczne (np. zrzucanie jedzenia na ziemię, gryzienie). Tłumaczymy, pokazujemy jak trzeba postępować i mówimy „nie”.
Nie jesteśmy -z mężem- zwolennikami bezstresowego wychowywani dzieci, w sensie pozwalania na wszystko i ustępowania dziecku we wszystkim. Wydaje nam się, że należy stawiać dziecku granice. Oczywiście dostosowane do jego wieku oraz poziomu rozwoju.
Ze starszymi dziećmi można porozmawiać, przedyskutować i wspólnie wyznaczyć zasady obowiązujące w domu. Ważne aby były one dla dziecka zrozumiałe. Jeśli maluch pyta „dlaczego mam tak postępować?”, warto to wytłumaczyć, a nie zbywać dziecko stwierdzeniem „Bo, tak. Koniec i kropka”, gdyż wówczas mamy szanse, że dziecko przyjmie reguły, a nie tylko będzie się buntowało przeciw nim.
Z malutkim dzieckiem nie podyskutujemy wprawdzie, ale konsekwentnym i stanowczym „nie” jesteśmy mu w stanie wyznaczyć pewne granice.
Co ważne: zarówno mama i tata ( a także babcia, dziadek czy niania zajmująca się dzieckiem) powinni mieć to samo zdanie, co do wymagań wobec dziecka, a następnie konsekwentnie przestrzegać zasad I oczywiście uzbroić się w cierpliwość, ponieważ dziecko będzie sprawdzać i wielokrotnie testować stawiane granice.
Chociaż stawianie granic nie jest łatwe, myślę, że warto je realizować dla bezpieczeństwa, rozwoju społecznego i psychiki dziecka. Powodzenia życzę, konsekwencji i mnóstwa cierpliwości bo sama wiem, że czasem już brak sił by po raz setny powtórzyć "nie, nie wolno" ;)