Wydarzenia ostatnich dni, które stały się udziałem moim i mojej rodziny, dały mi wiele do myślenia, skłoniły do refleksji a w końcu do napisania niniejszej porady.
Jestem osobą odpowiedzialną, dbającą o szczegóły dotyczące zwłaszcza bezpieczeństwa mojego dziecka, często w tym zakresie przewrażliwioną. Nie w kontekście paniki, ale dbałości by zapewnić sobie komfort spokoju przy maksymalnie bezpiecznym dziecku.
Żadnemu rodzicowi nie jest obcy przepis, mówiący o obowiązku przewożenia w samochodach dzieci w specjalnych fotelikach. Oczywiście dziś, mało kto zdecyduje się na podróż (choćby krótką) zupełnie bez fotelika, choć niestety zdarzają się wyjątki i włos jeży mi się na głowie, gdy widzę kilkuletnie dziecko „snujące” się po tylnych kanapach, czy wędrujące między przodem, a tyłem. Większość na szczęście foteliki ma, ale czy to wystarczy by chronić zdrowie i życie swojego dziecka? Nie zawsze! Pominę kwestię odpowiedniego doboru rodzaju i wielkości fotelika, względem potrzeb dziecka, bo jest już obszernie opracowana porada na ten temat. Ja, chciałabym zwrócić uwagę na fakt, posiadania fotelika „pro forma”. Na sytuacje, w których dziecko niby w foteliku siedzi, ale jest niezapięte, a fotelik nieprzymocowany. Jeździ w samochodzie, bo rodzicom bardziej zależy na uniknięciu mandatu, niż na bezpieczeństwie. Być może to drastyczne, ale nie widzę innego wytłumaczenia. Słyszałam wielokrotnie od rodziców, podjeżdżających do marketu takim właśnie samochodem z takim niezapiętym dzieckiem, w nieprzymocowanym foteliku tłumaczenia, że przecież jeżdżą ostrożnie, a do sklepu mają blisko… W tym miejscu, chciałabym opowiedzieć moją historię:
Wracaliśmy do domu z wycieczki za miasto. Córcia jak zwykle, jechała w swoim foteliku. Była odpowiednio zapięta i odpowiednio przymocowana. Zarówno ja, jak i mąż – kładziemy ogromny nacisk na to, by jeździć w pasach. Sami dajemy przykład. Nie pozwalamy, by ktokolwiek w naszym samochodzie jeździł niezapięty.
Tego dnia również wszyscy byliśmy zabezpieczeni. Mąż jeździ ostrożnie, rozważnie, a odkąd wozi dziecko – zwraca jeszcze większą uwagę na zapewnienie nam spokojnej i bezpiecznej podróży. Byliśmy już tylko kilka kilometrów od domu, zatrzymały nas światła, ustawiliśmy się w kolejce na lewym pasie, prawy również był zajmowany. Gdy zaświeciło zielone, wszyscy spokojnie ruszyliśmy. Nie byliśmy pierwsi w kolejce, zatem ruszanie było naprawdę wolne. Ktoś przed nami postanowił się zatrzymać (dosłownie, stanął nagle w miejscu na środku skrzyżowania) by wpuścić innego z prawego pasa. Wyhamowaliśmy zarówno my, jak i pojazd przed nami, niestety, ktoś za nami nie miał tyle szczęścia, uwagi czy nie wiem, uderzył w nasz tył na tyle mocno, że wbiliśmy się przodem w pojazd przed nami.
To trwało sekundy, huk, nasze bezwładne ciała wyrzucane do przodu i na szczęście zatrzymywane przez pasy. Córcia spała w czasie jazdy. Podczas zderzenia, rozbudziła się przestraszona, sprawdziłam od razu czy w nic nie uderzyła, pogłaskałam po głowie dla uspokojenia, a ona zamknęła oczy i spała nadal. Auto nadawało się wyłącznie do generalnego remontu, ludzie, którzy przyglądali się nam z boku, nie mogli uwierzyć, że nikt z nas nie ma choćby siniaka. Nic się nie stało, bo jechaliśmy w pasach, a dziecko w odpowiednim foteliku, dobrze zamocowanym i z zapiętymi pasami.
Byliśmy przerażeni, trzęśliśmy się z nerwów, ale nikt z nas nie ucierpiał fizycznie. Jak widać, to że jeździ się ostrożnie – nie daje gwarancji bezwypadkowej jazdy – nie możemy bowiem mieć pewności co do zachowań innych uczestników ruchu. To, że jesteśmy blisko domu – również o niczym nie świadczy, wypadki zdarzają się wszędzie, niezależnie od odległości.
Po zakończeniu formalności, nakazałam mężowi udanie się do szpitala z dziecięcym oddziałem ratunkowym. Wiedziałam, że jeśli w stłuczce, wypadku czy kolizji bierze udział kobieta w ciąży lub niemowlę, ewentualnie małe dziecko, nawet jeśli fizycznie nie widać szkód na ciele, należy bezwarunkowo natychmiast pokazać się lekarzowi. W takich bowiem przypadkach, może dojść do uszkodzeń narządów wewnętrznych, których początkowo nie widać na zewnątrz. W szpitalu zostaliśmy pochwaleni przez lekarza dyżurnego, który stwierdził, że o fakcie koniecznej konsultacji mało kto wie i w związku z tym codziennie przyjmują dzieci w nagłych stanach – kilka dni po wypadku. Przyjmują dzieci, którym początkowo zupełnie nic nie dolegało, po których nie było widać, że doznały jakichś urazów, a którym kilka dni później – na ostrym dyżurze trzeba było ratować życie!
Po gruntownym, wnikliwym badaniu, lekarz odesłał nas do domu, nie stwierdzając u córci absolutnie żadnych obrażeń.
Policyjni specjaliści od wypadków, wytłumaczyli, że w takim wypadku jak nasz, gdyby, np. dziecko nie było zapięte, nie miałoby szans, najpewniej wyrzucone do przodu wyleciałoby przez przednią szybę. To samo z nami – dorosłymi. I o ile my, mielibyśmy jakieś szanse po takim „locie”, dziecko mogłoby nie przeżyć lub zostać poważnie okaleczone.
Oczywiście, nikt z nas nie zakłada, że coś złego stanie się jemu, czy jego bliskim. Każdy liczy, że będzie jeździł zdrowo, spokojnie i bezpiecznie. I zazwyczaj tak właśnie jest. Myślę jednak, że warto pamiętać przede wszystkim o pasach, warto wymagać, by wszyscy pasażerowie zapinali pasy, to nie jest kwestia mandatu dla kierowcy, to kwestia spokoju i bezpieczeństwa. Podczas zderzenia, pasażer niezapięty, może zabić zapiętego, ponieważ wyrzucony do przodu na skutek zderzenia, uderza z siłą kilku ton. Warto wiedzieć, że zawsze, jeśli coś nas po takiej stłuczce niepokoi, można udać się na pogotowie lub do szpitala dyżurującego, a w przypadku gdy w incydencie komunikacyjnym bierze udział ciężarna lub dziecko – jest to działanie konieczne.
Podsumowując, chciałabym zwrócić uwagę na kilka, być może oczywistych, ale z powodów bezpieczeństwa bardzo istotnych szczegółów, które warto pamiętać:
Zabawki i inne „luźne” przedmioty w samochodzie, które z założenia mają umilać czas jazdy maluchowi, jak grzechotki, gryzaki, laleczki, samochodziki, kubki z napojami itp. powinny stanowić optymalne minimum i najlepiej, by były w jakiś sposób umocowane do samochodu (zawieszone na pałąku fotelika, przypięte do uchwytów nad szybą, umocowane przy zagłówkach, kubeczek najlepiej w torebce u mamy, bądź w specjalnym uchwycie do przewożenia napojów etc), te niepozorne przedmioty, w czasie nawet najmniejszego zderzenia, zostają wyrzucone z siłą pocisku i stanowią ogromne zagrożenie. Dziecko uderzone nim w głowę, może nawet stracić życie, dorosły – doznać poważnych urazów. To samo dotyczy przedmiotów, które przewożą dorośli, parasolki, teczki, telefony, butelki z napojami, torby – to wszystko w czasie wypadku stanowi dodatkowe zagrożenie.
Dzieci zapinane powinny być wyłącznie w pasy w fotelikach. Niebezpieczeństwo stwarza każda inna alternatywa. Zwykło się mówić, że dziecko najbezpieczniejsze jest w ramionach mamy. To prawda, jeśli chodzi o ogół, w samochodzie – zdecydowanie nie! Z kilku względów. Podczas wypadku, naszym ciałem sterują odruchy, wszystko dzieje się tak szybko, że zachowujemy się instynktownie, nie mamy czasu na przemyślenia.
Podczas przykładowego zderzenia, nie zaciskamy rąk na dziecku, a wysuwamy je do przodu, by ochronić się przed upadkiem, przed obrażeniami. Jeśli nawet ktoś twierdzi, że jest w stanie nad odruchem wyciągania rąk zapanować, musi wiedzieć, że nie ma fizycznie tyle siły, by utrzymać dziecko, które wyrzucane jest do przodu. Już przy najmniejszych prędkościach, siła wyrzutu 8-10 kilogramowego dziecka, porównywana jest do siły, z jaką uderza budowlany pustak. Dzieci, trzymane podczas wypadków na kolanach, doznają najcięższych obrażeń, a często giną.
Inną opcją wybieraną przez rodziców, jest wspólne zapięcie się pasami: rodzic bierze dziecko na kolana i zapina pasem siebie i dziecko. To także wybór niebezpieczny. Pasy dla dorosłych, jak sama nazwa wskazuje – zaprojektowane zostały tak, by chronić większe i odporniejsze organizmy. Użyte na ciele dziecka, mogą spowodować groźne obrażenia wewnętrzne. Do tego są to pasy jednoosobowe, testowane i zaprojektowane tak, by były optymalnie bezpieczne, gdy przytrzymują jednego człowieka, zdecydowanie gorzej spełnią swą funkcję, gdy będą musiały chronić dwoje. Na pewno wielu rodziców zwróciło uwagę, że pasy przeznaczone dla dzieci, znajdujące się w fotelikach, zupełnie inaczej zapinają ciało dziecka, niż te dla nas – dorosłych. To kolejny powód, dla którego dziecko powinno korzystać z zabezpieczeń dostosowanych dla swojego wzrostu, wagi i wieku. Pasy samochodowe mogą nie uchronić (i często nie chronią) zapiętych w nie dzieci.
Pasy, którymi przypina się dziecko w foteliku, powinny być każdorazowo dopasowywane tak, by dziecko było zapięte dość ciasno. To, że fotelikiem jeździ stale to samo dziecko nie zwalnia rodzica od dopasowania pasów. Wiadomo że inaczej trzeba wyregulować pasy gdy dziecko jest w koszulce, a inaczej gdy ma jeszcze bluzę.
Fotelik musi być dopasowany do samochodu tak, by pasy, którymi jest on umocowany – trzymały go stabilnie a fotelik podczas jazdy nie kołysał się, nie przechylał i nie huśtał.
Wszystkim Mamom i ich dzieciom życzę szerokich dróg i bezpiecznych podróży, licząc, że informacje, które tu umieściłam nigdy nie będą im przydatne, niemniej jednak warto je znać w myśl zasady „Strzeżonego…”