O szczepieniach już było, niemniej myślę, że warto poruszyć sprawę trochę pod innym kątem. Natchnęło mnie wczoraj, gdy poszłam z dzieckiem właśnie do szczepienia. Widziałam i słyszałam „cuda”, których na pewno nie zdecydowałabym się zafundować mojemu dziecku. Po wszystkim moje – poszło spokojnie do wózka, „podglądane” było obrażone na mamę, tatusia i cały świat, w dodatku histeryzowało co najmniej tak, jakby straciło rękę. I wcale się mu nie dziwię.
Ale od początku i może maksymalnie bez „obgadywania”. Od zawsze staram się, by moje dziecko czuło się bezpiecznie. Wiem, że jest to możliwe tylko wówczas, gdy ma do mnie zupełne zaufanie, gdy wie co się stanie i jak się stanie. Dlatego też, poza zasadami panującymi w naszym domu, o których pisałam, a propos innej porady, gdy planujemy wizytę lekarską wdrażamy procedurę specjalną:
Generalnie sprawa szczepień jest dla nas sprawą bardzo prostą. Nie oczekujemy od dziecka, że zaciśnie zęby i nie uroni łzy. Pozwalamy, by odczuwało po swojemu i reagowało po swojemu, ale staramy się, by nie było zaskakiwane, by wiedziało, czego ma się spodziewać, rozumiało po co i dlaczego. Kiedy zaczęliśmy? Już przy pierwszym szczepieniu. I choć wielu twierdzi, że tak małe dzieci nic z tego nie wynoszą, my nie odpuściliśmy. Doskonale wiemy, że gdy córcia miała 6 tygodni nie robiła sobie nic z tego, co do niej mówimy, ale… zwracała uwagę na to, że mówimy i jak mówimy. Dla nas to był łagodny start w taką postawę wychowawczą, która z czasem stała się naturalna, a z której to dziecko co raz, czerpało więcej.
Mam świadomość tego, że dziecko mi ufa, ona zaś czuje się przy nas bezpieczna, bo nie wciskamy jej pięknych, cukrowych bajeczek o tym, jak to pani nie zrobi zastrzyku lub zrobi go bez igły, jak to nie będzie bolało, jak nic nie poczuje itd. Wie, że to, co słyszy – jest tym, co zobaczy, poczuje czy stanie się. Dzięki temu czuje się bezpieczna, a co za tym idzie – spokojniej podchodzi do sytuacji trudnych, bo zwyczajnie się mniej boi, bo została uprzedzona, przygotowana, wprowadzona.
Uważam, że takie postępowanie sprawdza się nie tylko w przypadku szczepienia. To procentuje i ułatwia wiele innych apsektów wychowawczych. Daje spokój rodzicom, buduje ufność i świadomość bezpieczeństwa u dziecka. Myślę, że efekty mówią same za siebie i same bronią metody.