Wbrew pozorom naukę czytania można nawet zaproponować kilkumiesięcznemu szkrabowi. Ważne jednak, by przypominała ona zabawę, a właściwie nią była...
Czy do liter, sylab słów i zdań można przyzwyczaić niemowlę? No pewnie! Częste mówienie do dziecka jest bowiem podstawą jego rozwoju! Dlatego z czułością patrzyłam na uśmiechniętą buzię mojej córeczki i ...mówiłam i mówiłam i mówiłam...Gdy Pola skończyła pół roku podarowałam jej pierwszą książkę. Oprócz kolorowych, wesołych obrazków zawierała także pojedyncze słowa. Wszystkie napisane dużą, wyraźną czarną czcionką.
Wbrew pozorom to niezwykle ważne, gdyż dziecko w tym okresie życia najwięcej uwagi zwraca właśnie na wyraźne, przeciwstawne kolory (jakim niewątpliwie jest czerń). Gdy wspólnie oglądałyśmy barwne ilustracje, za każdym razem, głośno i wyraźnie, powtarzałam znajdujący się na dole strony napis. Co ważne, zawsze przy mówieniu wskazywałam na niego opuszkiem palca. Nie traktowałam tego jednak jak nauki, ale sposób na wartościowe spędzanie wspólnego czasu. Dopiero po niemalże dwóch latach, zauważyłam że to właśnie wtedy miały miejsce nasze pierwsze lekcje czytania.
W pewniej książce przeczytałam (w tej chwili nie pamiętam nawet tytułu ani autora), że naukę czytania należy rozpocząć poprzez poznanie samogłosek, a następnie nauczyć się je łączyć w sylaby ze spółgłoskami. Dzięki sylabom nauka czytania okazała się dla nas niezwykle prosta i przyjemna. Już po niedługim czasie zauważyłam bowiem, że córka zastępuje dzielenie na sylaby poszczególnymi słowami. Od razu dodam, że i tym wypadku wielkość liter ma niebagatelne znaczenie. Nie bez powodu książki dla najmłodszych pisane są dużą, wyraźną czcionką, Dla dziecka potrafiącego łączyć poszczególne litery w sylaby optymalna wielkość czcionki to około 2 centymetry.
Ludzie są wzrokowcami. Aby ułatwić dziecku zapamiętanie słów, z którymi nie może sobie poradzić wpadłam na pewien pomysł. Otóż, dużą wyraźną czcionką, napisałam na kartonie kilka słów i porozcinałam go na kilkunastocentymetrowe prostokąty w taki sposób, by na każdym z nich znalazło się jedno słowo. Wybrałam słowa, których moja córka nie potrafiła przeczytać albo z którymi miała w tym zakresie problemy(oczywiście były to słowa jej doskonale znane). Potem pokazywałam jej po kolei każdą z plansz. Po kilku takich ,,sesjach” obie zauważyłyśmy, że czytanie słów znajdujących się na stworzonych przeze mnie planszach, nie stanowi już dla niej większego problemu.
Pierwszą taką książeczkę podarowałam Poli, gdy skończyła dwa latka. Uwielbiała wówczas słuchać opowieści o tym, co robiła gdy miała zaledwie parę miesięcy. Postanowiłam więc przygotować jej niespodziankę – książkę z jej zdjęciami. Była zachwycona! Potem przygotowywałyśmy takie książki już wspólnie. I wszystkie zawsze chętnie czytała.
Nasze domowe ,,lekcje” czytania odbywały się codziennie. Dzięki temu, że były regularne, a ich trudność dostosowana była do wieku mojej córki odniosła sukces. A wraz z nią oczywiście i ja. Dostosowany, systematyczny program nauczania da bowiem o wiele lepsze efekty, niż niezwykle ambitny realizowany raz na jakiś czas. Ważne jest także i to, aby nie stawiać poprzeczki za wysoko. Dziecko może się wówczas tylko zniechęcić.
To zrozumiałe, że dla kilkumiesięcznego malucha, nieustanne mówienie przez jego opiekunów będzie stanowiło nie lada atrakcję. Dzieci bowiem uwielbiają kiedy kierujemy do nich nasze, nawet niezrozumiałe jeszcze dla nich, słowa. Dlatego też nie będzie przeszkadzało im, kiedy będziemy pokazywać kolejny już wyraz z ich ulubionej książeczki. Ba! Nie znudzi ich nawet widok takich dwudziestu wyrazów dziennie. Gdy jednak coraz bardziej zaczynają interesować się otaczającym je światem, słowa przestają być dla nich aż tak bardzo atrakcyjne. Wolą wówczas dotykać, smakować, itd. Dlatego zupełnie wystarczy, że pokażemy mu nie więcej niż 5 słów dziennie. Ale trzyletnie już dziecko, zamiast pojedynczych słów, będzie wolało poznawać całe zdania. Musimy o tym pamiętać.
Nigdy nie zmuszałam Poli do czytania na głos, nigdy też negatywnie nie oceniałam jej za to, że nie potrafi czegoś przeczytać. Starałam się aby traktowała tą naukę jak zabawę. Gdy dziecko dobrze się bawi, naprawdę może osiągnąć o wiele, wiele więcej niż mogłoby się nam wydawać. I jeszcze jedno – nie możemy oczekiwać także szybkich efektów. To, że córka naszej koleżanki nauczyła się czytać w ciągu dwóch tygodni, wcale nie oznacza, że będzie tak i w przypadku naszego dziecka. Nie oznacza to też, że nasze dziecko jest przez to mniej mądre czy inteligentne. Czytanie to nie wyścigi! To przyjemność.
Przerywaliśmy naukę zawsze wtedy gdy widziałam że Pola jest zmęczona czy śpiąca. Nie zmuszałam jej do czytania także wówczas, gdy wyraźnie nie miała na to ochoty. I w drugą stronę – lekcji czytania nie było także wtedy, gdy to ja miałam gorszy dzień lub złe samopoczucie.