Chyba w życiu każdego rodzica miała miejsce choć jedna historia, o której trudno zapomnieć, szczególnie gdy jej bohaterem było niemowlę. Wiem to z własnego doświadczenia, bo do dzisiaj wspominam wypadek z udziałem mojej maleńkiej, niespełna sześciomiesięcznej córeczki. I mimo że minęło już kilkanaście lat, pamiętam każdy szczegół tego feralnego dnia.
Nie pomyślcie sobie, że jestem złą matką, która nie potrafiła dopilnować dziecka. To było moje pierwsze dziecko, pierwsza w rodzinie wnuczka i prawnuczka, po prostu oczko w głowie. Córka była praktycznie cały czas ze mną. Kiedy musiałam zająć się gotowaniem, sprzątaniem, przygotowaniem posiłku dla małej bądź załatwieniem zwykłych czynności fizjologicznych, córeczkę zawsze zostawiałam w bezpiecznym miejscu.
Na czas gotowania obiadu, mała była ze mną w kuchni, ale zawsze w kojcu lub w foteliku do karmienia. Gdy spędzałyśmy czas w pokoju, zostawiałam ją w łóżeczku bądź na macie. Niezależnie od sytuacji, reagowałam na jej głos i w razie jakiegokolwiek płaczu, biegłam do niej, przerywając wykonywaną czynność...
To był zwykły dzień. Śniadanko, potem zabawa, w czasie której zdarzyła się nam awaria – kupka. Chciałam szybko przewinąć małą, byśmy mogły wrócić do wspólnej zabawy. Położyłam córkę na przewijaku na kanapie. Rozpięłam jej body, potem pieluszkę i już miałam się zabrać do oczyszczania pupy, gdy spostrzegłam brak chusteczek nawilżanych. Ich zapas zawsze trzymałam w komodzie. Nie zastanawiając się, podbiegłam do komody, zostawiając malutką na przewijaku. Przecież to dosłownie chwilka, pomyślałam. Poza tym córeczka jeszcze nie potrafiła się przewracać, więc uznałam, że nie ma żadnego zagrożenia.
Kiedy się przychyliłam, by wyjąć chusteczki, usłyszałam ten okropny dźwięk - głuche uderzenie o podłogę. Potem nastała cisza, która trwała chyba całą wieczność. Odwróciłam się i zobaczyłam, że maleńka leży na podłodze… Strach sparaliżował mnie na kilka sekund, a następnie popchnął do działania. Szybko podbiegłam do córeczki, która już zdążyła się rozpłakać i sygnalizowała swoje nieszczęście jak syrena alarmowa. Wzięłam ją na rączki i przytuliłam.
Kiedy się troszkę uspokoiłyśmy, zaczęłam oglądać małą z każdej strony. Córka upadła przodem, czego efektem było obtarcie noska, brody i dość duży siniak na czole, który powoli zamienił się w guza wielkości sporej śliwki. Do tego przygryzła sobie wargę pierwszymi ząbkami i leciała jej krew. Złapałam gazik, żeby wytrzeć jej buzię. Od razu zadzwoniłam do męża, który wezwał karetkę. Mała strasznie szlochała i widać było, że ją bardzo bolą stłuczone miejsca.
Ratownicy zabrali nas na pogotowie, gdzie córeczkę poddano rutynowym badaniom. Natychmiastowo wykonano tomografię głowy oraz USG narządów, aby wykluczyć poważniejsze urazy wewnętrzne. Mąż zwolnił się z pracy i był razem z nami. To były bardzo trudne dla nas chwile, pełne niepewności. W dodatku mała bardzo przeżywała wszystkie badania, które niestety do przyjemnych nie należą.
W pierwszej kolejności dziecko bada pediatra, który zleca według stanu dziecka kolejne badania takie jak: usg, rentgen czy właśnie tomografię głowy.
Takie kilkumiesięczne maluszki do prześwietlenia przypina się specjalnymi pasami, by nie mogły się ruszać. Wygląda to przerażająco, ale przecież chodzi o to, by zdjęcie było bardzo dokładne. USG przeprowadza się już w bardziej przyjaznych warunkach. Mama wtedy może trzymać dziecko za rączkę i układać je w czasie trwania badania, według zaleceń lekarza.
Córeczka nie miała żadnych wewnętrznych urazów, ani zmian, które mogłyby mieć poważne konsekwencje. Jednak ze względu na wiek dziecka, lekarz zatrzymał nas na obserwacji w szpitalu przez 2 dni.
Przy tego typu upadkach ciężko stwierdzić z całą pewnością, że niemowlęciu nic nie dolega. Ze starszym dzieckiem, które już może powiedzieć, że coś je boli, jest łatwiej. Niemowlak jedynie płacze. W naszym przypadku córka płakała bardzo długo i przenikliwie, dlatego lekarz tym bardziej nalegał na obserwacje. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło i drugiego dnia wróciłyśmy do domu.
To była dla mnie ważna lekcja. Przy drugim dziecku, odpukać, do tej pory nie miałam podobnej historii. Jestem bardziej wyczulona na pewne sprawy.
Przede wszystkim nie zostawiaj malucha bez opieki na przewijaku czy kanapie, a także w foteliku ustawionym na stole, łóżku, czy kanapie. Każde miejsce na wysokości jest potencjalnie niebezpieczne. Można sobie tłumaczyć, że gdy dziecko jeszcze się nie umie obracać, nie grozi mu niebezpieczeństwo. Nic bardziej mylnego.
Może się zdarzyć, że akurat tego dnia uda mu się zrobić pierwszy obrót w życiu. Dlatego nigdy nie zostawiaj malucha samego w takich miejscach. Przed przewijaniem sprawdź, czy masz wszystkie akcesoria, a jeżeli w trakcie okaże się, że jednak czegoś brakuje, dziecko zostaw w łóżeczku, na macie lub po prostu zabierz ze sobą.
Przed każdym karmieniem sprawdź dwa razy, czy dziecko jest dobrze przypięte pasami. Jest to szczególnie ważne u starszych, bardziej ruchliwych dzieci. Niezależnie od zapewnień producenta, musisz pamiętać, że wszystko jest możliwe.
Reguluj wysokość dna łóżeczka w zależności od umiejętności swojego dziecka. Jeśli zauważysz, że maluch próbuje siadać, podciąga się i wspina podczas zabawy, to znak, że należy obniżyć wysokość. Kiedy będzie próbowało samo wyjść górą, wyjmij dwa szczebelki z boku, by mogło samodzielnie wyjść małym przejściem. Lepiej, żeby maluch wychodził specjalnym przejściem niż górą i przy okazji nabić sobie guza.
Jeśli masz w domu schody, zamontuj koniecznie specjalne bramki, które potrafi otworzyć jedynie dorosły i które są na tyle wysokie, że maluch nie da rady się na nie wspiąć.
Nie zapomnij o oknach i balkonie. Nie zostawiaj samego dziecka w pokoju z otwartym oknem. Może bąbel, który jeszcze nie chodzi nic sobie nie zrobi, ale starszak bez problemu wejdzie po krześle na parapet i nieszczęście gotowe. Warto zainwestować w specjalne zabezpieczenia okien, dzięki którym mogą je otworzyć jedynie dorośli. Jeśli już musisz otworzyć okno, zrób to od góry i załóż specjalne blokady, tak by się nie zamykało/otwierało bez kontroli.
Ja niestety nie opanowałam emocji, ale uwierzcie, że warto. Łatwiej ocenić sytuację, poza tym nie stresujemy w ten sposób dodatkowo maluszka, które i tak jest mocno zdenerwowane. Jeżeli maluch donośnie krzyczy i symetrycznie porusza rączkami i nóżkami, a starszak sam wstaje, to dobry znak. Prawdopodobnie nie stało się nic poważnego.
Sprawdź, gdzie się uderzył, czy ma siniaki, jakieś otarcia. Jeśli zobaczysz krew, postaraj się ją zmyć za pomocą gazy lub wacika zwilżonego wodą utlenioną.
Takie okłady dostępne są w aptekach (Nexcare hot-cold). Trzymamy je na wszelki wypadek w zamrażarce. Przyłóż do stłuczenia. Jeśli maluch ma otarcie bądź ranę, postaraj się ją przemyć za pomocą wody utlenionej oraz gazików lub wacików. Jeśli to konieczne, przyklej plasterek.
Opanuj swoje negatywne emocje, aby nie udzielały się maluchowi.
Jeśli zauważysz niepokojące objawy: niespodziewaną senność bądź pobudzenie, nudności czy wręcz wymioty lub nieukojony płacz, natychmiast skonsultuj się z lekarzem (najlepiej pediatrą, który zna dziecko), aby podpowiedział czy konieczna jest interwencja.
Przez poważne zaburzenie rozumiemy, np. niedowład kończyny, zaburzenia oddychania, utrata przytomności , nagłe zezowanie. Lekarz musi obejrzeć dziecko, a po badaniu zdecyduje o ewentualnej dodatkowej diagnostyce dziecka.
Badania takie jak: rtg, czy tomografia nie są obojętne dla dziecka i nie powinny być robione w celu uspokojenia rodziców, ale przy faktycznym podejrzeniu urazów wewnątrzczaszkowych, co może stwierdzić lekarz podczas badania.
Podawaj lekkostrawne posiłki, wybieraj spokojne zabawy, obserwuj kupki i dziecko. Jeśli tylko zauważysz niepokojące objawy lub zmianę w zachowaniu, zgłoś to lekarzowi. Przy tego typu wypadkach niestety zdarza się, że objawy urazu głowy mogą pojawić się nawet kilka dni po zdarzeniu.
Małe dzieci często ulegają kontuzjom, ale ich budowa jest bardziej na nie „odporna” niż budowa dorosłego człowieka. Po każdym urazie najważniejsze jest, by opiekun zachował „zimną krew” i wewnętrzny spokój. W panice popełniamy więcej błędów. Wyciszenie, zaciemnienie okien, przewietrzenie pokoju i utulenie pozwoli maluszkowi uspokoić się, a nam umożliwi dokładniejszą obserwację.