Mamy różyczkę! A właściwie... Właściwie, to już prawie nie mamy. I nie my, a nasza córka. Niemniej, za naszą sprawą. Ale od początku i po kolei :)
Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że u znajomych w domu zapanowała różyczka, wprosiliśmy się na "dziecięce zabawy". Chcieliśmy, by nasza córka "złapała" chorobę. W zasadzie, znajomi zgodzili się na odwiedziny, niemniej wśród rodziny i innych znajomych wywołaliśmy przeróżne reakcje. No bo jak to tak? Wziąć i dziecko zarazić? Co za rodzice? Co za myślenie? Skandal wręcz! Jedni podzielali nasze zdanie w tej kwestii, inni chcieli nas niemal zlinczować. Ot, życie. W każdym razie, chciałam podzielić się z Mamami swoją wizją w dziedzinie chorób wieku dziecięcego. W związku z tym – taki właśnie pomysł na poradę.
Jak wiadomo, choroby wieku dziecięcego – najlepiej przejść jako dziecko. Jak wiadomo, różyczka szczególnie zagraża kobietom, zatem my – rodzice przyszłej kobiety, postanowiliśmy od różyczki zacząć. Jak wiadomo, jeśli coś można zaplanować, należy to zrobić.
A zatem: nasza córka skończyła 2 lata, oznacza to, że przyjęła wszystkie dawki szczepienia przeciw różyczce, a co za tym idzie, mamy pewność, że jest chroniona przed ciężkim przebiegiem choroby. Gdy tylko usłyszeliśmy od znajomych, że mają chore dzieci, poszliśmy z Nelą do pediatry, by ją zbadała, zleciła badania krwi i moczu tak, byśmy mieli pewność, że jej organizm jest silny, aktualnie nie walczy z żadnymi infekcjami i poradzi sobie, gdy zostanie zakażony. Gdy lekarka dała zielone światło, wybraliśmy się na „różyczkowe party”.
Wiedzieliśmy, że od strony medycznej, dziecko jest bezpieczne. Świadczyły o tym przebyte szczepienia i wyniki badań lekarskich. Dzieci znajomych, złapały różyczkę na podwórku, niechcący, bez „wstępu”, a więc mogło się zdarzyć, że ich organizmy byłyby na chorobę nieprzygotowane. My niejako wybraliśmy czas najodpowiedniejszy i najbezpieczniejszy do przebycia choroby, dzięki czemu mieliśmy niemal 100% pewności, że córka przejdzie ją łagodnie, w optymalnym zdrowotnie czasie, a dzięki temu zyska odporność na co najmniej 10 lat.
Nasza pediatra pochwaliła pomysł. Nigdy przecież nie wiadomo, czy z chorobą dziecko nie zetknie się przypadkiem w czasie przeziębienia, czy innego momentu obniżonej odporności. Albo nie zetknie się w ogóle? I wtedy co? Chyba każda z nas – mam, wie jakie ryzyko niesie za sobą przebycie różyczki w wieku dorosłym (np. niepłodność) lub w czasie ciąży.
Jestem zdecydowana zwolenniczką „celowego zarażania” dzieci chorobami wieku dziecięcego (tj. świnką, ospą, różyczką). Taka ingerencja w system odpornościowy niesie za sobą wiele korzyści zdrowotnych dla dziecka. Przede wszystkim, dzieci leczą się szybciej niż dorośli (tj. przechodzą choroby łagodniej i szybciej wracają do sił i formy). Druga kwestia to to, że u dzieci ryzyko poważnych komplikacji pochorobowych jest niemal zerowe. Trzecia: zarażając celowo, wybieramy najbezpieczniejszy moment życia dziecka.
Oczywiście rozumiem zdziwienie ludzi, słyszących hasło rodziców „zaraziliśmy dziecko różyczką”. W końcu rodzic powinien dbać o to, by jego dziecko było zdrowe i silne, a zarażanie wydaje się temu przeczyć. W tym wypadku jednak przeczy pozornie. Rodzice zarażający chorobami wieku dziecięcego, robią to z myślą o zdrowiu dziecka właśnie i o jego bezpieczeństwie. Nasza lekarka twierdzi, że jest to działanie słuszne jak szczepienie.
O czym zatem warto pamiętać, zanim dziecko zetknie się z chorobą?
1. Zarażanie celowe powinno mieć miejsce po 2 roku życia dziecka
Jest to ważne, bo wówczas dziecko nie jest już bezbronnym niemowlakiem z nie do końca wykształconym układem odpornościowym, do tego przyjęło już wszystkie „dziecięce” dawki szczepionek przeciw tym chorobom.
2. Zanim dziecko zetknie się z chorobą, powinno zostać dokładnie zbadane przez pediatrę, zasadne jest również zbadanie krwi i moczu pod kątem walki organizmu dziecka z inną chorobą
Oczywistym jest fakt, że aby organizm dziecka mógł bez trudu zwalczyć chorobę (różyczkę, świnkę, czy ospę) musi być maksymalnie silny i zdrowy, nie bronić się w tym czasie przed innymi infekcjami. Wiadomo, że zakatarzonego, przeziębionego, czy wręcz chorego dziecka, żaden rodzic nie zarazi, ale nie wszystkie choroby można „zauważyć” od razu… Badanie lekarskie i wyniki badań laboratoryjnych, dają gwarancję tego, że organizm jest zupełnie zdrowy.
3. Przed zetknięciem dziecka z chorobą, należy skonsultować się z pediatrą
&;
Nie tylko ze względu na wykonanie badań. Lekarz prowadzący dziecko, wie czy takie zachowanie nie przyniesie dziecku szkody. Zna sytuacje zdrowotną malucha, może więc ocenić i zezwolić lub odradzić chorowanie w danym czasie.
Sama przeszłam różyczkę, gdy miałam kilka miesięcy. Wiem, że było to ryzykowne, ale „złapałam” chorobę zupełnie przypadkiem, na spacerze, w parku, od innego dziecka. Nie wiadomo kiedy i nie wiadomo od kogo. Moja mama nie chorowała jako dziecko, zaraziła się więc ode mnie. Dodatkowo była wtedy w ciąży z moją młodszą siostrą. Zarówno ja, jak i mama przeleżałyśmy ten czas w szpitalu. Fakt, to były „stare czasy”, ale… Nie chciałam żeby moje dziecko kiedyś, jako dorosła kobieta, musiało borykać się z nerwami, strachem i ewentualnymi konsekwencjami zachorowania w ciąży. Na szczęście lekarzom udało się ochronić ciążę i siostra urodziła się cała i zdrowa, tylko sporą cenę mama za to zapłaciła.
Warto wiedzieć, że tak, jak u dziewczynek różyczka, tak u chłopców świnka, są chorobami, o które szczególnie warto się zatroszczyć, by przechorować w wieku dziecięcym. W tym wypadku im szybciej, tym lepiej (oczywiście po 2 rż i z zachowaniem wymienionych przeze mnie wyżej warunków).
Jasna sprawa, że nie ma co wpadać w panikę, gdy dziecko którąś z chorób zarazi się przypadkiem, bez lekarskiego zezwolenia, bez badań i planów. Dzieci rzeczywiście przechodzą je w miarę łagodnie, ale jeśli można zapewnić sobie komfort wyboru i wpłynąć na to, by dziecko chorowało w czasie, w którym jest najbezpieczniejsze – to dlaczego rezygnować z takiego komfortu?
Córcia przechorowała różyczkę niemal bezproblemowo. Byliśmy przygotowani, pod lekarską opieką, wiedzieliśmy czego się spodziewać i co nastąpi. Za kilka dni wybieramy się na kontrolę.
Wkrótce po zachorowaniu naszego dziecka, dowiedziałam się, że aktualnie modny jest trend urządzania choroboparty. Przyszedł prawdopodobnie z zachodu i polega mniej więcej na tym, co my zrobiliśmy w kameralnych warunkach. W USA organizuje się przyjęcia z atrakcjami niemal urodzinowymi, dla dzieci z rodziny i znajomych, po to, by „złapały” dziecięce choroby, przechorowały w okresie dziecięcym i nabyły odporność na całe życie. W tym miejscu chciałabym nadmienić, że zachorowanie na różyczkę chroni przez 10 lat w 100%, następnie należy wykonać badanie ilości przeciwciał. U niektórych osób odporność po 10 latach spada i konieczne jest dodatkowe szczepienie. Przebycie ospy uodparnia na całe życie, świnki zaś na całe życie pod warunkiem, że choroba zajmie obydwie przyusznice. Jeśli zaś tylko jedną, należy spodziewać się powtórki po drugiej stronie szyi.
Nasi znajomi z małymi dziećmi wiedzą, że za jakiś czas, gdy któremuś z nich zdarzy się zachorowanie na świnkę czy ospę, prosimy o kontakt w celu przyprowadzenia tam naszej córki. Przejdzie dziecięce choroby teraz, będziemy mieli spokojne głowy na przyszłość:)