Drogie Mamy chciałabym Wam opowiedzieć o zdobytych ostatnio doświadczeniach. Wiem, że ja będę następnym razem już mądrzejsza i mam nadzieję, że pomogę chociaż jednej mamie przygotować się lepiej do tego typu sytuacji. Jednocześnie życzę jak najmniej takich okoliczności. Kilka tygodni temu, parę dni upłynęło nam na wizytach u lekarza i wykonaniu badań kontrolnych. I o tych badaniach chcę opowiedzieć (nie o tym co mówią wyniki tylko o tym jak takie badania przeprowadza się u dziecka).
To była z pozoru zwykła niedziela. Wróciliśmy do domu z odwiedzin od babci i Kinga poszła jak co dzień na drzemkę. Gdy wstała przygotowałam jej kubek mleka jednak ona stanowczo odmówiła jego wypicia ale chwili wypiła nieduża ilość. I niestety zwymiotowała. Wymioty powtórzyły jeszcze około 5-7 razy. Zaczęłam analizować wszystko mała jadła i szukać przyczyny. I pomyślałabym, że to może znów objawy ząbkowania gdyby nie fakt, iż w ciągu ostatnich 3 tygodni u córki nagle pojawiała się temperatura (do 4o stopni), biegunka a teraz wymioty. Wiedziałam, że nie mogę tego już zganiać na ząbki. Rano pojechaliśmy do lekarza. Opowiedziałam wszystko ze szczegółami lekarzowi, który zbadał dziecko i stwierdził, że nie widać żadnej choroby, być może to jakiś wirus ale musimy wykonać badania kontrolne i ewentualnie położy nas w szpitalu na obserwację.
Do wykonania miałyśmy badanie moczu, krwi i usg jamy brzusznej.
W aptece zakupiłam specjalny woreczek. Woreczki te są dostępne dla dziewczynek, chłopców oraz uniwersalne. Pani w aptece doradziła mi abym kupiła od razu dwa gdyż pobranie moczu u dziecka może okazać się nie być takie łatwe. Teraz wiem, że to była złota rada. Do całej “operacji” przystąpiłyśmy następnego dnia rano. Gdy Kinga wstała podmyłam ja dokładnie, otworzyłam opakowanie i zgodnie z rysunkiem nakleiłam woreczek. Jak szybko ja przykleiłam, tak szybko Kinga odkleiła go z jednej strony. Przykleiłam kolejny. Tłumaczyłam spokojnym głosem po co to robię. I nastąpiła chwila wielkiego czekania. Podałam malej herbatkę i wykazywałam się organizacją czasu ( a to w oknie, a to ja woziłam w wózku). Po 45 minutach woreczek się napełnił. Umieściłam jego zawartość w pojemniku na mocz (można również zakleić sam woreczek). Od bratowej wiem, że sposobem na pobranie moczu u dziecka jest zabawa z dzieckiem w wannie z ciepła woda. Mocz oddałam do analizy.
Podstawowa różnicą jest to, iż o ile mocz pobieramy w domu to krew już nie. Wyzwaniem jest kolejka. My na szczęście czekałyśmy chwilę to mała nie zdążyła się zniechęcić do tego wszystkiego (dlatego o ile to możliwe umówić się na badanie na konkretną godzinę aby nie czekać z dzieckiem). Pani pielęgniarka przywitała się z Kinga, podała jej malutkiego misia i zaczęła mówić co będzie robić. Kinga słuchała ale bez przekonania. U małego dziecka krew jest pobierana z paluszka. Dlatego najlepiej trzymać dziecko na kolanach. Po ukłuciu córka zaczęła płakać i się wyrywać. Jednak z pomocą pani pielęgniarki i odwróceniu uwagi dziecka udało się! Po 5 minutach wyszłyśmy z gabinetu. Przytuliłam moją kruszynkę, dałam jej misia, który nam towarzyszył i wyszłyśmy. Bliskość dla dziecka jest bardzo ważna a ulubiony miś czy lalka dają jeszcze większe poczucie bezpieczeństwa.
Tłumaczyłam małej po co tym razem jedziemy. Gdy weszłyśmy do gabinetu pani doktor poleciła mi położyć dziecko. Mała stanowczo odmówiła. W końcu się położyła lecz nie leżała spokojnie jak sobie pani doktor życzyła. Po 5 minutach ogromnego płaczu usłyszałam, ze badanie jest niewykonalne z powodu braku współpracy dziecka. Późniejsza rozmowa z tą pania niech zostanie moją tajemnicą. Powiem tylko, iż myślałam, ze wyjdę z siebie. Po rozmowie z naszym pediatrą uspokoiłam się i przestałam winić siebie za całą sytuację. Lekarz powiedział, że nie da się dziecka tak po prostu przygotować do tego badania. Osoba wykonująca badanie ma podejść jak do dziecka a nie jak do osoby dorosłej i tego mam wymagać. Następnego dnia miało się odbyć jeszcze raz badanie ale już u innego lekarza. Gdy następnego dnia przyszła nasz kolej, najpierw Kinga posiedziała sobie na łóżku, a przemiły pan doktor bawił się z nią w “idzie rak”. Po chwili oswojenia położył mała i przystąpił do badania. Po chwili miałam już wynik tego badania. Dla dziecka jest to nowa sytuacja, wymagajmy więc chwili aby zapoznało się z nowym miejscem, osobami i dopiero można zacząć badanie. Teraz już też będę mądrzejsza i nie pozwolę tak szybko przystąpić do badania bo tylko dziecko ma niepotrzebny stres (zresztą rodzic również).
Po dwóch dniach odebrałam wszystkie wyniki. Wyniki nie wykazały żadnej konkretnej choroby. Jednak lekarz zalecił nam ograniczenie mleka bo może mała nie toleruje laktozy i stąd te wymioty, biegunka. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Po zaleceniach lekarz i moim stosowaniu się do tych zaleceń wszystko ustąpiło a mała to okaz zdrowia.
Drogie Mamy mam nadzieję, ze moja opowieść pozwoli Wam lepiej przygotować się do takich sytuacji. Dla dziecka badania to ogromy stres dlatego nasza cierpliwość to skarb. Życzę jednak jak najmniej a najlepiej wcale takich sytuacji. A może juz niestety doświadczyłyście takich sytuacji to podzielcie się swoimi doświadczeniami.