Będąc na świątecznych zakupach, spotkałam Magdę, koleżankę ze szkolnych lat. Była ze swoją 4 letnią córką – Julką. Po chwili rozmowy pożaliła się, że nie ma już sił i cierpliwości odzwyczajać małej od smoczka. Nic nie działa, ona się poddaje i zwraca małej smoczek. I wówczas padło pytanie „jak ty to zrobiłaś, że Kinga nie ma smoczka?”. Opowiedziałam jej naszą historię pożegnania smoczka i jakież było moje zdziwienie, gdy w ubiegłym tygodniu otrzymałam wiadomość od Magdy, iż Julka nie potrzebuje już smoczka! Zainspirowała się naszą przygodą i udało się. Dlatego Drogie Mamy Wam też ją przekaże może również stanie się pomysłem na pożegnanie gumowego przyjaciela
Gdy Kinga skończyła 18 miesięcy starałam jej się mówić, że nie potrzebuje smoczka. Moimi argumentami miało być, że jest duża, smoczek jest dla małych dzidziusiów, jest brzydki i śmierdzi. Przynosiło to taki efekt początkowo, że mała non stop dawała mi go do mycia. Kolejnym etapem było, iż mała mówiła, że jest beee i pokazywała żeby go wyrzucić do kosza. Po minucie był krzyk i histeria bo nie ma „cycy”!!! (tak nazywała najczęściej smoczek). Próbowałam wówczas być twarda i nie oddawać ale po bardzo krótkim czasie oddawałam (mój mąż oddawał jeszcze szybciej).
Czytając różne porady wiedziałam, że nie najlepszym momentem jest choroba lub zmiana miejsca. I był czas, że mała była chora, później wyjechaliśmy na urlop i odpuściłam sobie. I tak mała skończyła 2 latka i dalej chodziła ze smoczkiem a ja nie miałam pomysłu jak ją oduczyć. Zmieniło się to, iż Kinga coraz częściej sama chowała smoczek (lub wyrzucała) krzywiąc się mówiła, że śmierdzi i nie jest dobry. Potrzebowała go w sumie tylko do snu. To było dla mnie sygnałem, że to jest ta chwila, ten moment. Ale co tu wymyślić.
Tak się złożyło, że wyjeżdżaliśmy na weekend do mojej mamy. Gdy byliśmy już na miejscu przypomniałam sobie jak sąsiadka opowiadała mi jak to jej wnuczce smoczek porwał piesek i udało się mała się oduczyła. I to mnie natchnęło. U mojej mamy nie ma co prawda pieska ale był kotek i postanowiłam działać. Stwierdziłam również, że łatwiej i małej i mnie będzie to przetrwać w otoczeniu większej ilości osób. Tym bardziej, ze był tam mój bratanek (rówieśnik córki). Znalazłam stary smoczek, który był schowany u mamy.
Wszystko nastąpiło dość spontanicznie. Mała bawiąc się z Kubą rzuciła swój smoczek na podłogę. W pobliżu był kotek więc szybko zabrałam dobry smoczek a kotkowi dałam ten stary, nieużywany już. I zawołałam Kingę aby zobaczyła jak kotek bawi się smoczkiem! Zareagowała śmiechem i wołała wszystkich wkoło aby patrzyli jak kotek się bawi. Po chwili nastąpiła rozpacz bo to jej „cycy”!. Pokazałam jej, że kotek ugryzł smoczek i jest brudny i nie można go już teraz brać do buzi!. Zaczęła płakać. Na szczęście był mąż, moja mama i reszta domowników, którzy solidarnie pocieszali małą i starali się ją zająć czymś innym. Mała chodziła i powtarzała „oj kot, oj kot”.
Pierwszy sprawdzian przyszedł bardzo szybko. Popołudniowa drzemka. Córka płakała, ja postanowiłam być twarda a gdy nie byłam już w stanie to prosiłam o pomoc kogoś z domowników. Pora drzemki minęła, Kinga spać nie poszła. Zajęła się zabawą i było ok. Na wieczór znów był płacz ale nawet jak jej w chwili słabości podałam dobry smoczek to go nie chciała. Mówiąc, ze jest fuj, beee!. Pierwsza noc minęła niespokojnie ale chyba nie aż tak tragicznie. Następnego dnia oczywiście też było wspominanie przyjaciela ale od razu sama mówiła, że „oj kot, cycy bee”.
Gdy wróciliśmy do domu przez kilka kolejnych dni było wspominanie a gdy ktoś jej się zapytał gdzie ma smoczek, mała z wielkim przejęciem opowiadała co się wydarzyło a kończyła opowieść słowami „ i nie mam”. Każdy ją pocieszał i dodawał, że bardzo dobrze bo ty już nie potrzebujesz smoczka. Gdy wspominała o swoim przyjacielu brałam ją na rece i przytulałam i tłumaczyłam. Kryzys nastąpił 5 dni po ale przytulanie, ciepłe słowo i organizacja czasu pozwoliły nam przetrwać. Po około 2 tygodniach nie dopominała się już wcale a historię o kotku i Kingi smoczku znają wszyscy bliscy.
Uważam, że było to chyba najlepsze rozwiązanie. Mała miała świadomość co się stało ze smoczkiem i po prostu się z tym pogodziła. Jednak cały proces wymaga na pewno dużej cierpliwości. Drogie Mamy to jest trudne dla dziecka i dla Was również. Dlatego może warto zaangażować bliskich do tego. Ja tak zrobiłam i wiem, ze warto było. Ktoś kto nie jest tak mocno emocjonalnie związany jak matka może naprawdę bardzo pomóc w tej ciężkiej próbie sił.
A wracając do historii Magdy to Julce smoczek porwał malutki piesek!.
I pamiętajcie, to Wy zdecydujcie kiedy podejmiecie tę próbę. Jedno dziecko będzie gotowe mając 12 miesięcy, a inne mając 4 latka. Nic na siłę i życzę powodzenia, a przede wszystkim cierpliwości i wytrwałości.