Dopóki moja córka była noworodkiem czy małym niemowlęciem, jej spanie nie było problematyczne. Problemy zaczęły się wówczas, gdy przestała przesypiać większą część dnia, gdy zaczęła się bawić w ciągu dnia, zaczynała siedzieć, raczkować itd. Nie tylko dla nas – dorosłych – była to zmiana, dla niej, w jej małym świecie, również wiele się zmieniło. Zapewne dlatego, zareagowała dezorientacją i płaczem.
Był taki moment, kiedy nie wiedziałam, co się dzieje i o co jej chodzi, dlaczego marudzi i płacze, mimo że ewidentnie jest śpiąca. Odpowiedź okazała się banalnie prosta, a sposób, by temu zaradzić nieskomplikowany.
Ponieważ z podobnym problemem przyszła do mnie niedawno sąsiadka, postanowiłam napisać niniejszą poradę i być może ułatwić zadanie Mamom, które borykają się lub niebawem zaczną borykać z podobnym problemem.
Dlaczego pogodne, doskonale bawiące się na macie czy podłodze dziecko nagle wpada w „rozpacz”, gdy zostanie położone spać? Dlaczego nie zasypia, mimo iż pociera oczy i widać, że ledwo na oczka patrzy? Dlaczego marudzi, mimo iż zostało nakarmione, ma suchą pieluchę i odpowiednią temperaturę w sypialni?
Dlatego, że rozdrażniła je nagła zmiana środowiska. Dziecko bawiące się, śmiejące, poznające świat, zabrane i położone do łóżka czuje się jak wyszarpnięte z bezpiecznego lokum. Maluchy potrzebują etapów przejściowych, łagodności, która stopniowo wprowadzi zmiany. Trudno dziwić się dezorientacji i kaprysom, kiedy w jednej chwili malec szaleje z rodzicami, jest łaskotany, rozbawiany, zagadywany, piszczy i śmieje się, a w chwilę później ma zamknąć oczy i spać.
My – dorośli – zareagowalibyśmy podobnie.
Jak zatem pomogłam mojej córce przestawić się z tzw. „trybu życia” na „tryb spania”?
Bardzo prosto.
Od zawsze w naszym domu funkcjonował plan dnia. O określonych porach córka jadła, bawiła się, wychodziła na spacer i spała. Dlatego było mi o wiele łatwiej wprowadzić w życie zmiany. Kiedy zbliżała się pora snu – to znaczy co najmniej na 30 minut przed położeniem dziecka do łóżka – kończyłam zabawy stymulujące emocje, energiczne łaskotki i wygłupy zamieniały się w delikatne głaskanie, masaże plecków, dotykanie stóp, przytulenia. Nie zabierałam zabawek, nie przenosiłam jej do innego pokoju, po prostu uspokajałam zabawę. Dodatkowo, w tym samym czasie włączałam spokojną, subtelną muzykę. Choć może wydać się to bajką, maluchy doskonale reagują na dźwięki i tak wybornie uspokajają się przy muzyce stonowanej, delikatnej, spokojnej, ożywiają zaś przy skocznych, wyrazistych dźwiękach. Co wybierałam? W zależności od fantazji, były to instrumentalne kołysanki, kołysanki śpiewane, muzyka poważna, klasyka… dokładnie to, na co miałam w danej chwili ochotę.
Na efekty tych działań nie trzeba było długo czekać. Nie miałam na celu „uśpienia” dziecka w pokoju zabaw, na podłodze, macie czy gdziekolwiek się bawiła, a wyciszenie emocji z którymi dopiero uczyło się sobie radzić.
Mogę powiedzieć, że już pierwsza próba przyniosła zamierzony efekt. Muzyka idealnie uspokoiła córkę, zaś stopniowo spowalniane i pozbawiane emocjonalności zabawy pozwoliły jej przestawić się i łagodnie przyjąć zmianę okoliczności. Skończyły się płacze i marudzenie w łóżeczku.
Z czasem dowiedziałam się, że układ nerwowy takiego malucha jest przez długi czas jeszcze niedojrzały, dlatego niemowlę a nawet małe dziecko w wieku 1-2-3 lat nie potrafi w okamgnieniu przejść od aktywnej zabawy do maksymalnego wyciszenia. Trzeba takiemu maleństwu dać czas, pozwolić oswoić się z planowaną zmianą, wprowadzać ją stopniowo. To dlatego mój sposób zadziałał. Nela miała czas, by dostrzec powolne zmiany, przy przetworzyć powoli zmieniające się bodźce i „ogarnąć” zmianę zachowania oraz emocji.
Problemy minęły, dziecko zasypiało, jak aniołek i spało spokojnym, słodkim snem.
Dziś Nela jest już „dużą dziewczynką”, a jednak rytuał wsłuchiwania się w spokojne kołysanki czy stonowaną muzykę na godzinę czy choćby pół przed poobiednią drzemką towarzyszy nam każdego dnia – także teraz. Obie lubimy te wspólne, spokojne chwile przed snem. Obie zatapiamy się w muzyce, relaksujemy się przy niej, wsłuchujemy i wyciszamy emocje. To dobre nie tylko dla dzieci – my, dorośli – w naszym zabieganym, nerwowym świecie również potrzebujemy takiej odskoczni, wyciszenia i balsamu na nerwy.