Po „chwilowej” nieobecności na forum (wynikającej z działalności zawodowej w ostatnim czasie) wracam pełna sił i energii do aktywności na forum ;) A że to życie pisze najlepsze scenariusze, pozwolę sobie w tej poradzie omówić problem, który bezpośrednio „przyplątał” mi się obecnie w drugiej ciąży.
Niedoczynność tarczycy – bo o niej mowa – nie jest chorobą, z którą zmagałam się ani przed ciążami, ani po nich. Przyszła ukradkiem w drugiej ciąży i gdyby nie czujność lekarza prowadzącego moją ciążę nie wiem, czy w ogóle byłaby wykryta.
- ospałość
- zmęczenie
- uczucia głodu (często połączonego z nadwagą)
- zaparcia
- suchość skóry
Ale czyż nie są to takie dolegliwości, które śmiało można powiązać z innymi problemami, jak chociażby zapracowanie….?
Jej objawy jednak są niewspółmiernie w stosunku do skutków, jakie może za sobą nieść, dlatego tym bardziej w tym miejscu chciałabym Was kochane Mamy przeczulić na jej punkcie. Zwłaszcza, że np. w moim przypadku nie znajduję się w grupie ryzyka ze względu na genetyczne obciążenia (nikt w domu u mnie nie choruje i nie chorował na tarczycę).
Przy niedoczynności tarczycy istnieje bowiem ogromne zagrożenie dla płodu, czego potem w następstwie może pojawić się lawina problemów już po porodzie. Wystarczy wymienić na początek poronienie, przedwczesny proces odklejania łożyska czy nadciśnienie ciążowe (niosące ze sobą de facto także inne, bardzo niebezpieczne następstwa).
Nieleczona niedoczynność tarczycy u mamy w ciąży, może powodować kolejno nawet (!) niewielkie opóźnienie w rozwoju umysłowym dziecka.
Dlatego tak ważnym, jest czujność lekarza i nasza świadomość, by (jeśli to możliwe) już przed zajściem w ciąże zbadać poziom takich parametrów we krwi jak TSH (hormon odpowiedzialny za pobudzanie tarczycy do działania).
Dla każdego trymestru w ciąży przypisane są odpowiednie normy, w ramach których mama powinna się znaleźć, by ocenić działanie tarczycy w kierunku ewentualnej niedoczynności.
Sama jednak z doświadczenia wiem, że ostatecznie to endokrynolog podejmuje decyzję o włączeniu lub nie leczenia. Mogę tylko dodać po sobie, że sprowadza się to końcowo do przyjmowania syntetycznego hormonu tarczycowego (w różnych dawkach w zależności od wielkości niedoczynności) oraz do ciągłego monitoringu zachowań parametru TSH (potem także FT3, FT4).
Czy Wasz lekarz także już od początku ciąży zlecał badania na TSH?
Czy którakolwiek z Was ma także doświadczenie z tą chorobą?
Podzielcie się proszę Waszymi doświadczeniami i opiniami.