Patrząc na własne dziecko przy stole ciągle widziałam maluszka, pobłażając mu wiele niedoskonałości. No w końcu on jeszcze jest taki mały i ma prawo do wielu uchybień – myślałam sobie. Zastanowiłam się nad tym dopiero wtedy, gdy moja mama będąc na wspólnym obiedzie zwróciła mi uwagę, że powinnam zabraniać małemu już pewnych rzeczy i uczyć go prawidłowego zachowania.
Początkowo, zlekceważyłam to i pomyślałam "e tam, czepia się", dopiero gdy sama zobaczyłam w restauracji niewiele starsze dziecko od mojego syna rozwrzeszczane, wymuszające na rodzicach i rozrzucające dookoła siebie jedzenie zastanowiłam się poważnie nad naszym postępowaniem. W końcu każda z nas wie, że im szybciej tym lepiej, tylko czasem się to odwleka niepotrzebnie. No więc zabrałam się szybko do dzieła.
Usiedliśmy z mężem na spokojnie, żeby ustalić jasne zasady, tak aby każdy z nas razem czy osobno ich przestrzegał. Ustaliliśmy co dla nas jest najistotniejsze i przy kolejnym posiłku zaczęliśmy wdrażać w życie postanowienie. Początkowo szło opornie, tłumaczyliśmy cierpliwie synkowi, jak i dlaczego ma się zachowywać, część zasad znał, ponieważ chodzi do klubu maluszka i tam musi zachowywać pewne reguły. Z niektórymi jednak przedszkolnymi nawykami musieliśmy trochę powalczyć, ale się udało.