Miesiąc po urodzeniu na rutynowej kontroli w wyniku przeprowadzonego badania krwi, dowiedziałam się, że synek ma anemię. Całą winę zrzuciłam na jego wcześniactwo. Okazuje się, że i donoszone maluchy mają problem z niedoborem żelaza.
Dzieci rodzą się z określonym zapasem żelaza, który jednak starcza tylko na pierwsze miesiące życia. U nas przez nieprawidłowe wyniki krwi nie mogliśmy zostać zaszczepieni. Przez anemię przyrost ciała był też gorszy. Pediatra zlecił ponowną morfologię oraz badanie ilości żelaza w organizmie, aby dobrać odpowiednie leczenie.
Dla noworodków i niemowląt dostępne są doustne preparaty do suplementacji żelaza. My spotkaliśmy się z dwoma: pierwszy preparat bioprzyswajalny, rozkładający się w jelitach do rozrabiania w saszetkach, drugi na receptę w formie syropu, łatwiejszy do podawania. Przy anemii osoby dorosłej jest trochę łatwiej, niestety u niemowlaka suplementacja żelazem może spowodować skutki uboczne. U nas były to bóle brzucha, zaparcia, wzdęcia i ciemnozielone zabarwienie stolca. Gdy zaczęliśmy rozszerzać dieta synka było już trochę łatwiej, mogliśmy podawać produkty bogate w żelazo, ale również układ pokarmowy był bardziej dojrzały.
Całe szczęście, dzięki odpowiedniej suplementacji żelaza i witamin, morfologia synka zaczęła się poprawiać, także nie było to przeszkodą przy szczepieniu. Przyrost masy ciała zaczął się poprawiać i synek przestał być taki blady.