Karmienie mlekiem modyfikowanym jest tępione na każdym kroku, dlaczego? Bo jest nazywane karmieniem sztucznym. Każde krzywe spojrzenie osób trzecich może doprowadzić do smutku i łez. Nie każdy ma możliwość karmienia piersią. Nie każdy tego chce. Różne mamy powody, ale nikt nie ma prawa nas za to krytykować, ani pytać dlaczego nie karmimy piersią.
Czasem powodem jest prywatność własnego ciała. Moja mama ma straszne łaskotki na brodawkach, dlatego cała nasza trójka była karmiona sztucznie, bo ona po prostu nie była w stanie nas przystawić do piersi. Moja znajoma od razu powiedziała że karmić piersią nie chce i nie będzie nawet próbowała bo było to dla niej zbyt wstydliwe, nawet przed własnym dzieciątkiem, które przecież było noworodkiem. Moja siostra urodziła bliźnięta. Wyobrażacie sobie kobietę z dwójką dzieci przy obu piersiach? Ja nie. To musiał by być koszmar. Raz jedno, raz drugie, albo naprzemiennie.
Dlaczego ja nie karmię piersią? Przez bardzo ciężki poród. Nigdy nie było żadnej ingerencji lekarskiej w moje ciało. Lekarzy, szpitali i leków zawsze omijałam szerokim łukiem, dlatego ciąża, a przede wszystkim poród były dla mnie strasznym przeżyciem. Nie bałam się bólu. Bałam się całokształtu. Chciałam żeby było w pełni naturalnie. Chciałam również karmić piersią. Kilka dni po terminie porodu wszystko zostało zweryfikowane. Poród wywoływany cewnikiem Foleya i Oksytocyną. Pełne rozwarcie, bóle parte przez 2,5h. Diagnoza: brak postępu porodu. Główka nie chciała zejść niżej. Cesarka. Znieczulenie od pasa w dół nie zadziałało. Cesarskie cięcie pod pełną narkozą. Po przebudzeniu nie mogłam złapać oddechu. Dowiedziałam się, że nie mogli mnie wybudzić, a lekarz gratulował powrotu do żywych. Więc czy było mi łatwo? Nie.
Położna przywiozła mi córeczkę i dostawiła do piersi. Był pokarm, mała pięknie ssała. Ale karmienie sprawiało mi tak niesamowity ból.. Nie mam na myśli bólu fizycznego ani bólu brodawek. To również, ale chodzi tu o ból psychiczny na tle tak ciężkiego przeżycia jakim było cc. Nie dałam rady, i czułam że zawiodłam. Wyrzucałam sobie, że wszyscy wokół mają do mnie pretensje. Owszem, położne w szpitalu traktowały mnie jak wyrodną matkę, ale rodzina i narzeczony wiedzieli co to wszystko dla mnie znaczyło i co przeszłam i pocieszali. Nawet wracając z córką do domu, czułam się źle. Przecież nie daję dziecku tego czego teraz potrzebuje – piersi.
Jak sobie z tym poradziłam? Uświadomiłam sobie, że przecież mimo tego, że pokarm jaki jej podaję jest sztuczny, to dostarcza jej wszystkiego czego potrzebuje jej małe ciałko. Zapewniam jej bliskość i swój zapach przy każdym karmieniu, jak i pomiędzy posiłkami. Utrzymuję kontakt wzrokowy i mówię do niej. Jeśli chodzi o układ odpornościowy to i tak jej się ukształtuje. A ja?
Powiecie, że to samolubne podejście, ale ja z dumą napiszę:
Jestem wyspana. Nie karmię dziecka na żądanie, a zgodnie z wytycznymi na opakowaniu co 4h. Córeczka ma miesiąc i przesypia całą noc od 22 do 6. W między czasie mogę zrobić pranie, posprzątać, poprasować, ugotować obiad i ogarnąć siebie. Teraz macierzyństwo sprawia mi radość.
A wiecie co odpowiadam każdemu kto zapyta jak karmię? Moja córeczka jest zbyt piękna, żeby jej buzię cyckiem zasłaniać.
Karmię dziecko sztucznie i jestem z tego dumna! Nie potępiam karmiących piersią, ale wy też nie patrzcie na nas krzywo.