Gdy byłam młodsza niejednokrotnie słyszałam jak starsze kuzynki czy ciotki wymieniały się sposobami na przyspieszenie/ wywołanie porodu. Wówczas myślałam sobie "O co im chodzi? Przecież ciąża to piękna sprawa i zaledwie 9 miesięcy". Teraz doskonale wiem o co im chodziło :-) Mojej córeczce w okolicach 30 tyg bardzo się spieszyło na świat, ale na szczęście lekarzom udało się jej ten pomysł wyperswadować. Jednak mała najwyraźniej wzięła to sobie tak głęboko do serduszka, że teraz, gdy najwyższa pora spotkać się z rodzicami, ta dalej bawi się w chowanego ;-) Już nie wspomnę o tym, iż te "zaledwie 9 miesięcy" (jak myślałam będąc młodszą) ciągną się w nieskończoność, a doba zdaje się trwać nie 24, a co najmniej 48 godzin :-)
W związku z tym, w mej głowie zrodził się pomysł sięgnięcia do starych (podobno sprawdzonych) sposobów, jak pomóc dziecku podjąć tę trudną decyzję i zdecydować się w końcu na pierwszy kontakt z mamą i tatą.
Zarówno w Internecie, jak i tych przekazywanych z pokolenia na pokolenie sposobów jest cała masa. Ja postanowiłam skupić się na tych najbardziej znanych i powszechnie stosowanych, uważanych za (nie)skuteczne. Oczywiście wszystko skonsultowałam zarówno z położną, jak i lekarzem, by w dobrej wierze nie zrobić krzywdy sobie ani maleństwu. W takim razie po kolei....
Sposób o którym słyszała chyba każda z nas:) Zawziąwszy się okropnie postanowiłam zacząć od niego. Poprosiłam jedynie męża, aby najpierw zdjął, a później założył firanki (bałam się, że stojąc na drabince i patrząc do góry zakręci mi się w głowie i upadnę). Najpierw myłam, później polerowałam...pierwsze okno- efektów żadnych, następnie kolejne i kolejne i kolejne i...okna się skończyły (dodam, że maraton ten składał się z 2 okien balkonowych i 4 innych równie słusznych rozmiarów), a efektów jak nie było tak nie ma.
Kolejna jakże znana perełka wśród wywoływaczy porodu. Jak torpeda przeleciałam kurze w całym domu, wypolerowałam fronty w meblach, wyszorowałam piekarnik i kuchenkę, a także zafundowałam podłodze kurację myjącą. Na efekt również nie trzeba było czekać, bo go po prostu nie było.
Tutaj sama do końca nie jestem pewna, ale chyba chodzi o wysiłek fizyczny. Ten przesąd udaje mi się wykonywać prawie codziennie, ponieważ mieszkając w domu notorycznie schodzi się to do piwnicy, to na parter, a to na piętro czy strych.
Tu już powoli zaczynają się bardziej wysublimowane sposoby. Położna poleciła wzbogacić dodatkowo ten napar o przywrotnik lekarski, który wzmacnia mięśnie macicy. Mit głosi, że herbatka ta działa stymulująco co wpływa na wywołanie akcji porodowej. Wiadomo, nie można spodziewać się jakiś efektów po pierwszym wypiciu, ale na mnie taka "stymulacja" najwyraźniej nie działa nawet po kilkunastym wypiciu (mam nadzieję, że chociaż druga funkcja, jaką się jej przypisuje, a mianowicie sprawniejszy poród i skrócenie drugiej fazy porodu zadziała).
Przynajmniej ten sposób zdawał się być przyjemniejszy od wcześniejszych :-) Ale co właściwie sutki mają do indukcji porodu? Jak podaje wiele źródeł czynność ta wpływa na wydzielanie oksytocyny przez nasz organizm. Tak, tak tej samej co dostajemy w kroplówce (w formie syntetycznej), gdy inne sposoby zawiodą, a najwyższy czas na poród. Hormon ten nie tylko pomaga wzmocnić akcję skurczową, ale także ją wywołać. Myślę sobie... skoro kroplówka tak działa, to czemu oksytocyna wydzielona przez mój organizm miała by działać inaczej? Mąż szybko wziął się do pracy oczekując równie bardzo na jakiś efekt jak ja. Chyba nie muszę dodawać, że ani ja ani on na nic się nie doczekaliśmy? :-)
Sposób za którym względy medyczne najbardziej przemawiają, jako za skutecznym. Po pierwsze ze względu na naturalny masaż szyjki macicy (często stosowany przez położne, gdy już leżymy na porodówce). Po drugie podczas orgazmu również produkowany jest hormon - oksytocyna i po trzecie (najważniejsze) męska sperma zawiera prostaglandyny, które pobudzają macice do rozwierania się. Tyle ze strony medycyny, a co na to organizm? Mojemu jest to chyba wszystko obojętne.
Efekt końcowy jest taki, że córka w dalszym ciągu macha nam z brzuszka :) Pozytywnym aspektem tego wszystkiego jest fakt, że mam piękne, posprzątane mieszkanie z umytymi oknami i pachnącymi firankami, a także zadowolonego męża u boku.
Jest wiele sposobów, o których można przeczytać czy dowiedzieć się rozmawiając z innymi na wywołanie porodu (UWAGA: niektóre mogą szkodzić), ale podejrzewam, że wszystkie z nich i każdy jeden z osobna będzie miał takie same odzwierciedlenie w rzeczywistości, jak te opisane powyżej. Porodu zwyczajnie nie da się przyspieszyć (nie farmakologicznie) i należy grzecznie czekać, aż nasze małe skarby same uznają, że to właśnie ta chwila :-)