Ile rodziców, tyle i metod wychowawczych. Bardzo popularna stała się tzw. Metoda kar i nagród. Polega ona na tym, że za dobre zachowanie dajemy dziecku nagrodę (zabawkę, lizaka, pozwalamy obejrzeć bajkę) a za złe karę (nie pozwalamy obejrzeć bajki na dobranoc, nie idziemy na plac zabaw, stawiamy do kąta). Czy słuszna?
Zacznę od nagród. Wydawać mogłoby się, że stosowanie nagród gdy dziecko zrobi coś dobrego (załatwi się na nocnik, będzie grzeczne, posprząta zabawki) jest w porządku. W pewnym sensie tak, bo nagroda działa na dziecko motywująco. Niestety jednak działa to tak, że nagroda po jakimś czasie przestaje dziecko motywować, nie cieszy już tak jak na początku. Dziecko chce więcej i ta granica wciąż się przesuwa. W końcu wartość nagrody kilkukrotnie przerośnie wartość czynu a dziecko uczy się, że nie ma sensu robić czegoś dobrego, jeśli nie widzi się w tym korzyści. Ponadto, jeśli w którymś momencie dziecko nie dostanie nagrody, uzna to za karę i zniechęci się do działania.
Natomiast, jeśli chodzi o kary, te zupełnie nie sprawdzają się z prostego względu - dziecko buntuje się przeciw nim, czuje się ograniczane, ma wrażenie, że rodzic robi mu na złość. Kiedy przestaje coś robić, to nie dlatego, że zrozumiało, czemu się tak nie postępuje, tylko po prostu boi się kary. W ten sposób uczy się oszukiwania, robienia czegoś tak, by nie zostać nakrytym, bo wciąż nie rozumie, z jakiego powodu nie wolno czegoś robić. Przykład: Dziecko rzuca zabawką. Mówisz, że nie wolno tak robić, nie tłumacząc dlaczego. Dziecko nadal to robi. Dajesz mu więc karę. Później dziecko robi to samo, z tą różnicą, że kryje się z tym przed Tobą.
Absolutnie nie jestem zwolennikiem kar cielesnych. Klaps powoduje, że dziecko czuje się niezrozumiane, poniżone. Bicie dziecka wywołuje u niego jeszcze większą złość i chęć zemsty. Klaps nigdy nie sprawi, że dziecko będzie rozumiało, czego od niego oczekujemy, ale tak samo, jak w przypadku kary, będzie robić to nadal, ukrywając to przed nami.
Jakiś czas temu znalazłam fajną metodę wychowawczą, czyli UMOWY. Na czym ona polega? Już tłumaczę.
Chodzi tu o to, by zawrzeć z dzieckiem swego rodzaju umowę - umawiamy się, że np. zabawki kupujemy tylko jednego dnia w tygodniu, lub na lody chodzimy tylko w soboty, albo dogadujemy się, że pójdziemy na plac zabaw, jeśli obieca, że po godzinie wyjdziemy stamtąd bez marudzenia.
Dlaczego ten sposób jest taki fajny? Głównie dlatego, że w ten sposób pokazujemy dziecku, że jest z nami równe. Pozwalamy mu negocjować warunki, ale ostateczna umowa nie może zostać podważona. Dziecko czuje, że pozwalamy mu na więcej, choć tak naprawdę nadal mamy kontrolę nad sytuacją. Dziecko nie czuje się przez nas ograniczane, nadzorowane. Ma wrażenie swobody i nabiera do nas zaufania (i wzajemnie, gdy widzimy jak dziecko wywiązuje się z umowy). To zaowocuje w przyszłości.
Ważne jest także, byśmy nie okłamywali dziecka, nie koloryzowali i nie zmyślali ostrzegając go przed czymś, lub czegoś zabraniając. Nie możemy mówić dziecku, że jeśli otworzy piekarnik to wyleci z niego czarownica i go porwie. Powiedzmy prawdę, że piekarnik może być gorący i jeśli się oparzy to będzie bolało. Jeśli dziecko zobaczy, że to co mu mówimy jest prawdą, będzie nam ufało i w przyszłości nie będzie chciało się przekonywać na własnej skórze, bo będzie miało pewność, że jeśli rodzic mówi, że tak jest, to na pewno tak jest.
Myślę, że to świetna metoda na pokojowe rozwiązanie wielu konfliktów, bo oboje spotykacie się gdzieś w połowie w waszych wymaganiach i oczekiwaniach. Dziecko ma możliwość wyboru, negocjowania swoich warunków, ale to Ty ostatecznie stawiasz granice.
Przykładem może być sytuacja, gdy dziecko ogląda bajkę, a Ty wołasz je do kąpieli.
Dziecko mówi "Mamo, jeszcze 3 odcinki!" Odpowiadasz mu, że obejrzy jeden i idzie się myć. Dziecko prosi, czy mogą być to chociaż 2 odcinki. Ty się zgadzasz, mówisz "Umowa, to umowa, 2 odcinki, wyłączamy TV i idziesz się myć". Dziecko czuje, że wygrało, a tak naprawdę, to ty wygrałaś i masz kontrolę nad sytuacją. Wilk syty i owca cała.
Co sądzicie o takiej metodzie wychowawczej? Stosujecie? A może macie inne, sprawdzone metody?