Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Jednak swoją nadopiekuńczością może wyrządzić maluchowi więcej szkody niż pożytku. Sprawdź jakie są najczęstsze błędy zbyt opiekuńczych rodziców.
Nadopiekuńczy rodzice chodzą krok w krok za dzieckiem na placu zabaw. Nie pozwalają mu się bawić w piaskownicy, bo jest tam dużo bakterii, wołają „Nie biegaj bo się przewrócisz”, „nie szalej, bo się zgrzejesz”. Zakazują głaskania psa sąsiada, żeby dziecko się nie pobrudziło lub nie miało kontaktu z bakteriami. Są przygotowani na wszystkie ewentualności. Mimo, że dziecko jadło przed wyjściem, a spacer ma trwać dwie godziny, mają torbę wypchaną po brzegi jedzeniem, na wypadek gdyby maluch zgłodniał. Nie pozwalają mu chodzić boso, bo się przeziębi.
A dziecko powinno eksplorować świat, doświadczać go wszystkimi zmysłami. Powinno mieć możliwość biegania na bosaka po różnym podłożu (na trawie, ziemi, po podłodze, w wodzie).
Dziecku, które umie już gryźć nadopiekuńczy rodzic kroi wszystko na małe kawałki. Wyręcza je w posługiwaniu się nożem i widelcem, bo wtedy łatwiej, szybciej i bezpieczniej. Dziecko chciałoby samo, ale wciąż słyszy „jeszcze przyjdzie czas”, „to dla Ciebie za trudne”, „daj mamusia pomoże”. To nie pomaganie, to wyręczanie, które nie uczy samodzielności i zniechęca do podejmowania wyzwań.
Opieka nad noworodkiem wymaga utrzymywania mieszkania w czystości, wyparzania akcesoriów do karmienia, prasowania ubranek i ograniczania kontaktów towarzyskich przez rodziców. Ale przy niemowlęciu, które ma już kilka miesięcy nadmierna dbałość o higienę i sterylność powoduje, że jego organizm nie uodparnia się i robi się podatny na alergię i częste infekcje.
Nie trzeba codziennie odkurzać, myć podłogi, wyparzać zabawek. Wystarczy od czasu do czasu umyć je ciepłą wodą z mydłem.
W Polsce rodzice często za grubo ubierają dzieci, co prowadzi do ich przegrzewania. Na ulicach wiosną, gdy słońce świeci a temperatura osiąga 15 stopni można spotkać w spacerówkach dzieci ubrane w zimowe czapki i kombinezony.
W domu pomieszczenia powinny być regularnie wietrzone nawet podczas mroźnych dni, a dobra dla zdrowia temperatura wynosić około 21 stopni. Tymczasem w mieszkaniach jesienią i zimną panuje zazwyczaj o kilka stopni więcej.
Przegrzewanie dzieci zaburza ich odporność i powoduje, że dzieci częściej chorują. Nie wspominając o dyskomforcie związanym z poceniem się podczas spaceru.
Jeśli dziecko jest malutkie i jeszcze się samodzielnie nie porusza, wystarczy jedna warstwa ubrania więcej niż u dorosłego. Gdy maluch już chodzi, powinien być ubrany w tyle warstw co dorosły.
Gdy smoczek spadnie na ziemię w domu lub podczas spaceru, niektórzy rodzice oblizują smoczek przed podaniem go niemowlakowi. Ma to ochronić dziecko przed bakteriami. Rodzic zapomina jednak, że w ten sposób przekazuje mu swoje bakterie, których jest nosicielem, chociażby te powodujące próchnicę zębów.
W domu wystarczy przemyć smoczek wodą, a na spacerze warto mieć zapasową sztukę.
Z lęku, że dziecko się nie najada mamy mlekiem lub mieszanką rodzice rozpoczynają rozszerzanie diety przed ukończeniem przez nie 6 miesiąca. Nieco starszym dzieciom w celu urozmaicenia diety podają pokarmy z dorosłego talerza, których te nie powinny jeść. Takie eksperymenty mogą zakończyć się problemami ze strony układu trawiennego oraz alergią.
Zanim dziecko złapie infekcję, nadopiekuńczy rodzice podają mu w trosce o jego zdrowie suplementy zawierające witaminy i minerały, które są zazwyczaj niepotrzebne. Jego odporność powinna się kształtować naturalnie dzięki zdrowej diecie, przebywaniu na świeżym powietrzu i ruchowi.
Gdy maluch zachoruje, rodzic zamiast wybrać się z nim do lekarza zaczyna leczyć go po swojemu (bowiem wie lepiej), na podstawie podobieństwa objawów do występujących we wcześniejszych infekcjach lub informacji znalezionych w Internecie. To błąd.
Zdrowego dziecka nie trzeba „leczyć” suplementami i lekami na odporność, a chore należy zaprowadzić do lekarza i zastosować kurację zgodnie z jego zaleceniami.