Od samego początku zależało mi, by synek zasypiał we własnym łóżeczku. W prawdzie przez parę miesięcy spałam z nim w jednym pokoju, jednak, mimo cesarskiego cięcia po karmieniu piersią zawsze odkładałam go do łóżeczka. Początkowo nie było problemów ze spaniem. Jednak po szczepieniu synek dostał odczyn i temperaturę i strasznie płakał. Nie mogłam go tak zostawić, więc nosiłam go na rękach całe dnie i noce... A synek szybko się przyzwyczaił. Od tej pory wpadał w histerię jak go odkładałam do snu do łóżeczka, a ja nie mogąc słuchać jego płaczu od razu go podnosiłam. I tak zawsze synek zasypiał na rączkach Zrobiło się to bardzo uciążliwe gdy jeszcze do tego doszło ząbkowanie... pół godziny noszenia na rękach, huśtania, bujania, a synek zasypiał na pół godziny i wszystko zaczynało się od początku. Dodając do tego moją wadę kręgosłupa, nie muszę mówić, że powiedzieliśmy z mężem stop.
Po dwóch miesiącach zaczęliśmy oduczanie usypiania na rękach. Nie jestem zwolenniczką zostawiania dziecka by się wypłakało, więc zaczęliśmy małymi kroczkami:
Po dwóch tygodniach synek w końcu przestał zasypiać na rękach i mimo, że znów ząbkuje daje radę sam zasnąć i nie rozbudza się co chwila. Podobno dzieci usypiane na rękach będą miały bardziej czujny sen.
A mi trochę brakuje tego przytulania, więc teraz częściej przytulamy się w ciągu dnia, w trakcie zabawy. Synka często biorę na kolana, czy idę z nim do okna balkonowego by pooglądać świat na zewnątrz jak pada... Synkowi na pewno nie brakuje czułości z mojej i męża strony, a my przy tym mamy więcej sił dla niego odkąd nie usypiamy go na rękach :-)