Niejadek spędza sen z oczu wielu rodziców, którzy zastanawiają się co zrobić, aby ich dziecko wreszcie zaczęło jeść. Opowiem Wam moją historię...
Do roku czasu Jaś jadł wszystko, nie było dla niego dania, którego chociaż nie spróbował. Niestety po skończeniu roczku, zaczął odmawiać próbowania i jedzenia. Kaszka be, zupka marchewkowa be, mięsko be. Wtedy najchętniej jadłby jajecznicę i rosół na śniadanie, obiad i kolację. Nie pomagało nic - prośby, przekupowanie, namawianie. Nic, po prostu nic. Najbardziej bałam się, że mięsem pluł dalej niż widział. Każde nasze podejście do jedzenia, było dla mnie strasznym stresem. Kombinowałam na różne sposoby, że Janek zaczął jeść coś innego niż rosół czy jajecznicę.
Starałam się przygotowywać kolorowe posiłki. Zakupiłam nawet foremki, do wycinania różnych kształtów w chlebku, układałam jedzenie na kolorowych talerzach z postaciami z jego ulubionych bajek - niestety, to nie skutkowało. Starałam się, abyśmy wspólnie siadali do posiłków, dawałam sztućce takie, jakich my używamy, ale to również nie przynosiło skutku. Więcej było płaczu niż samego jedzenia. Więcej jedzenia lądowało na podłodze niż w jego buzi.
Oczywiście zaraz wokół znalazło się wielu doradców, którzy podpowiadali, jak zachęcić Jasia do jedzenia. Nie obyło się bez moich kłótni z rodzicami czy teściami, bo nie chciał podawać dziecku herbatek czy syropków wspomagających apetyt. A po takiego rozwiązania nie chciałam sięgać.
Po wielu próbach zachęcenia syna do jedzenia, powiedziałam sobie DOŚĆ. Nie mam sił, na to, żeby uganiać się za nim z miską po domu. Nie chce jeść, to nie. Zgłodnieje to przyjdzie i poprosi. I faktycznie, po zjedzeniu jajecznicy na śniadanie, wieczorem był już tak głodny, że zjadał wszystko z talerza. Zrozumiałam, że nerwy czy krzyki podczas posiłków nie działają zbyt motywująco. Nikt z nas nie lubi przecież wykonywać czegokolwiek pod przymusem i przysłowiowym „batem nad głową”. Atmosfera napięcia i przymusu przy posiłkach, wywieranie presji nie są dobrym rozwiązaniem. Starałam się również nie podawać synowi zbyt dużych porcji i nie namawiać go do zjedzenia całego talerza. Jeśli nie chciał zjeść całej zupy, to trudno, jadł tyle ile potrzebował.
Postanowiłam również wyeliminować przekąski w trakcie dnia. Starałam się ograniczyć zjadanie przez Jasia flipsy, paluszki czy tego typu podobne przekąski. Zaobserwowałam, że kiedy najadł się flipsów to później nie chciał zjeść obiadu.Dlatego skończyłam z podjadaniem i teraz nie denerwuje się kiedy siadamy do stołu.
Kolejny pomysłem, który wpadł mi do głowy, żeby zachęcić syna do jedzenia było wspólne przygotowywanie posiłków. Zrobiona przez niego jajecznica czy twarożek ze szczypiorkiem smakowały o niebo lepiej niż to przygotowane przez mamę. Od tej pory Jaś zawsze towarzyszy mi w kuchni, wspólnie szykujemy śniadania, obiady i kolacje. A to, co sam przygotował, zjada z chęcią i smakiem.
Postanowiłam również pozwolić Jasiowi zdecydować co chce zjeść. Zawsze pytam go co chce zjeść. Jeśli nie jest zdecydowany podsuwam dwa rozwiązania, spośród których może wybrać. Wówczas jeśli zaczynał grymasić przy jedzeniu, przypominałam mu, że sam wybrał tą potrawę i po chwili zjadał to, co miał na talerzu.
Pomocny przy zachęceniu syna do jedzenia okazał się ruch. Przed obiadem lub kolacją można zachęcić dziecko do przejażdżki rowerem, gry w piłkę, spaceru, ćwiczeń bądź domowej bitwy na poduchy. Aktywność fizyczna rozbudza apetyt i przyciągnie niejadka do stołu. Po spacerze z przedszkola do domu, Jaś zjada cały talerz zupy i często prosi o dokładkę.
Przeszliśmy bardzo długą drogę zanim doszliśmy do "porozumienia" w kwestii odżywiania. Nie było łatwo. Obecnie mój syn może nie jest już niejadkiem, ale jest bardzo wybredny. Trudno go namówić do spróbowania nowych posiłków. Idzie nam to bardzo opornie, ale jest coraz lepiej. Wiem, że odkąd odpuściłam i nie denerwuje się tak przy jedzeniu, Jaś zjada to co przygotuję. Owszem podsuwam mu różne nowe smaki co jakiś czas, ale jeśli nie chce spróbować mówię "OK, innym razem". I za jakiś czas znowu. Tak udało mi się go przekonać do spróbowania śliwek, które teraz bardzo lubi.
Niejadek w domu to ciężki czas dla rodziców, ale na swoim przykładzie wiem jedno - warto czasem odpuścić! A jakie Wy macie złote rady na niejadki?