Poród zakończony cesarskim cięciem wymaga znieczulenia podpajęczynówkowego, czyli wykonuje tzw. punkcję lędźwiową. Znieczulenie podaje się bezpośrednio do rdzenia kręgowego, a konkretnie do płynu mózgowo-rdzeniowego. Skutkiem ubocznym takiego znieczulenia jest zespół popunkcyjny.
U mnie zespół popunkcyjny objawił się przede wszystkim tępym, silnym, obustronnym bólem głowy pojawiającym się w okolicy czoła, oczu lub potylicy, sztywnością karku oraz wymiotami. Oprócz wyżej wymienionych objawów mogą pojawić się też światłowstręt, szum w uszach czy zaburzenia widzenia. Dolegliwości pojawiły się po 24 h od cesarskiego cięcia , choć czasem mogą się zdarzyć po kilku dniach
Zastosowano u mnie leżenie na płasko bez podnoszenia głowy, spożywanie większej ilości płynów w celu wyrównania objętości płynu mózgowo-rdzeniowego, kroplówki z lekami przeciwbólowymi, tlenoterapię. Niestety po dwóch dniach objawy nie ustąpiły i zaproszono nie na konsultacje anestezjologiczną. Anestezjolog zaproponował mi możliwość zastosowania „łaty” z krwi pacjenta, czyli tzw. blood patch. Zabieg polega na pobraniu 10–20 ml krwi i wstrzyknięciu jej w miejsce wykonanej punkcji. Później należy leżeć przez 1–2 godziny, aby krew skrzepła i utworzyła opatrunek. Objawy ustępują od razu po podaniu krwi i na następny dzień bylam jak nowonarodzona.
Niewiele dziewczyn cierpiących na zespół popunkcyjny, wie, że istnieje taka metoda zwalczenia tych dolegliwości. Wychodzą do domu z bólem głowy, który mija samoistnie po około 7 dni.