Choć nigdy nie podróżowałam samolotem, to spotkałam się z panującą tam zasadą - w razie spadku ciśnienia w kabinie matka najpierw zakłada maskę tlenową sobie, a dopiero później dziecku. Kiedy rodzic będzie w stanie normalnie oddychać, będzie w stanie zadbać również o bezpieczeństwo swoich dzieci.
Dlaczego więc na co dzień jako rodzice, a mam wrażenie, że zwłaszcza my – matki, o tym zapominamy? Zrobimy wszystko dla dobra dziecka i rodziny, a często w natłoku obowiązków siebie stawiamy na ostatnim miejscu, o ile w ogóle o sobie pomyślimy.
I nie mam tu na myśli jedynie naszego zdrowia fizycznego, regularnych badań, których albo nie wykonujemy, bo zapominamy albo owszem pamiętamy, ale odkładamy w czasie.
Również ważną kwestią (a może i ważniejszą?) jest nasze zdrowie psychiczne. Każda mama ma kiedyś dość. Ciągła pogoń, praca na wysokich obrotach, natłok obowiązków domowych i jeszcze uchylanie nieba dzieciom, potrafią w końcu nas dobić. Dołóżmy do tego krótki, przerywany sen, brak czasu na zebranie myśli i z czasem wszystko zaczyna nas irytować.
Dlatego tak konieczne jest, abyśmy same o siebie zadbały. Dały sobie czas na oddech. W końcu szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.
Zapewne pierwsze co przychodzi nam na myśl słysząc „zadbaj o siebie” to relaks w wannie czy poprawa swojego wyglądu zewnętrznego. Tym razem jednak nie o to chodzi, albo nie tylko i wyłącznie o to.
I tu pojawia się kluczowe, coraz częściej spotykane pojęcie „self-care”. O co chodzi?
W skrócie jest to takie działanie w różnych aspektach naszego życia, aby utrzymać ogólny dobrostan zdrowotny. Inaczej - jest to możliwe, gdy mamy świadomość tego, jakie mamy potrzeby, oraz w jaki sposób możemy je zaspokoić. Popularne jest używanie w tym celu porównania do szklanki czy kubeczka pełnego wody. Gdy zawartości ubywa stajemy się coraz bardziej zirytowani. Dobrze jest wiedzieć, co sprawia, aby ten kubeczek znów był pełny, by móc działać na pełnych obrotach.
A zatem chodzi tu o wsłuchanie się w siebie, zrozumienie swoich potrzeb i dostrajanie się do nich, co prowadzi do zdrowego i szczęśliwego życia.
Pozwala to na poznanie siebie i bycie tak zwaną lepszą wersją siebie. Zachęca do utrzymywania zdrowych relacji z samym sobą, co objawia się większą życiową energią i ma odzwierciedlenie w relacjach z otoczeniem.
Jest ich na pewno wiele i będą one zależały od każdego indywidualnie. Ja przedstawię sposoby, z których sama korzystam lub nad którymi wciąż pracuję bo widzę, że „to jest to”.
Wyzwala pozytywne emocje, poprawia samopoczucie i zwiększa pewność siebie. Warto wybrać ćwiczenia, które się lubi. Mając małe dzieci znalezienie czasu nie jest łatwe. Ja nie lubię intensywnych ćwiczeń i treningów, najchętniej wybierałabym się częściej na samotne przejażdżki rowerowe, niestety nie jest to możliwe. Zatem kiedy tylko mogę (i czuję, że tego potrzebuję) wybieram się na spacer z dzieckiem w wózku, najchętniej w tereny spokojne, gdzie mogę usłyszeć swoje myśli. Zauważyłam, że po prostu potrzebuję pobyć chwilę w ciszy, bo ciągłe gadanie mi do ucha czy hałas (głośne dzieci i inni rozmówcy) z czasem zaczynają mnie drażnić.
Aby dobrze funkcjonować następnego dnia, powinniśmy spać ok. 6-8 godzin. Wyspany człowiek ma więcej siły i energii. Brzmi nieźle, ale same dobrze wiemy, jak to wygląda u mam. Co ja robię? Od niedawna staram się wyznaczać godziny snu i kładę się o ustalonych porach. Na jakiś czas przed położeniem, odkładam telefon i wszystkie inne świecące ekrany, a spędzam czas z książką bądź słuchając muzyki czy podcastów. To dla mnie dodatkowa forma relaksu i sposób na rozwój. Widzę, że skracając czas przed ekranem lepiej śpię, a pobudki dzieci nie irytują mnie tak, jak to było dotychczas.
Tej kwestii chyba tłumaczyć nie trzeba. W dzisiejszych czasach dużo się mówi o tym, jak ważna dla naszego zdrowia i samopoczucia jest zbilansowana dieta. W moim przypadku niestety ten temat leży i dużo pracy przede mną. Co robię? Przede wszystkim staram się wypijać większą ilość wody, bo do tej pory nie piłam jej wcale. Postanowiłam zamienić poranną kawę na szklankę wody z cytryną. Aby choć trochę poprawić jakość posiłków przygotowuję sobie jadłospis na kilka dni bądź tydzień do przodu (a zaraz za nim listę zakupów, co skraca mój pobyt w sklepie, oszczędza pieniądze, czas i nerwy).
Choć jest to ciężki temat, to warto uzmysłowić sobie, na co poświęca się swój czas i jaki to ma na nas wpływ. Obserwowanie innych osób na instagramie może być wspierające ale sama u siebie zauważyłam, że często widziałam idealne mamy, idealne wnętrza, zawsze pięknie skomponowane posiłki czy codziennie nowe pomysły na kreatywne zabawy z dziećmi. A potem miałam wyrzuty sumienia, bo „u mnie tego nie ma / ja tak nie robię / moje dziecko tyle/tak nie je”, itd. Próbuję się od tego odcinać, skupiam się na tym, co faktycznie mnie wspiera i rozwija w zakresach, które aktualnie mnie interesują (np. właśnie lepsze przygotowywanie posiłków). Zaoszczędzony na bezsensownym scrollowaniu ekranu czas poświęcam na coś, co lubię – czytanie książek.
Niestety nie można liczyć, że otoczenie domyśli się, o co nam chodzi. Ja wciąż z tym walczę i wciąż uczę się zarówno proszenia jak i korzystania z pomocy. Jednak już samo zabranie malucha na chwilę daje mi możliwość pozbierania myśli czy chociażby przygotowania częściowo obiadu (a jego brak jest powodem mojej złości), więc nawet gdy ktoś tylko przez grzeczność zapyta „wziąć ci go?” z chęcią się zgadzam ;)
Uporządkowana przestrzeń ma odzwierciedlenie w naszej głowie. W moim domu, niestety, wciąż jest za dużo przedmiotów, na które brakuje miejsca, więc staram się z tym walczyć. Zbyt duża ilość powoduje ciągły bałagan i chaos, co bardzo mnie denerwuje i sprawia, że jestem rozdrażniona. Z drugiej strony nie lubię sprzątać, dlatego też uważniej przyglądam się otaczającym mnie przedmiotom i planowanym zakupom (czy faktycznie tego potrzebuję? Czy będzie to spełniało swoje funkcje w moim domu?). A sobotnie żmudne sprzątanie staram się rozłożyć na cały tydzień, ogarniać dom na bieżąco. Chęć odpoczynku na kanapie jest niestety o wiele silniejsza, więc, aby sobie ułatwić to zadanie, zaczęłam stosować metodę stopera – gdy tylko mam „lukę” w ciągu dnia ustawiam minutnik na 5/10 minut i w tym czasie „ogarniam”, ile mogę. To pozwala mi działać na większych obrotach i, jak się okazuje, znienawidzone czynności wcale nie zajmują tyle czasu.
Te sposoby, choć mogą się wydawać odległe od relaksu i poprawy nastroju faktycznie mi pomagają. Zauważyłam co tak naprawdę mnie złości i dzięki walce z tym mam lepsze samopoczucie.
Sposobów na zadbanie o siebie i swoją psychikę może być o wiele więcej, włączając w to typowe spa czy leżenie na kanapie, jeśli taką właśnie potrzebę ktoś odczuwa i pozwala to mu się zrelaksować. Warto zastanowić się, co nam służy, co sprawia radość a przede wszystkim, co nas drażni i co powoduje zdenerwowanie, aby znaleźć własny sposób na ograniczanie złych emocji i na odzyskanie wewnętrznej harmonii. Takie działania (jak widać czasem bardzo proste) pozwalają nam zaspokoić nasze potrzeby, zadbać o siebie, napełnić nasz kubeczek a dzięki temu dodają spokoju, opanowania i siły w trudnych chwilach z dziećmi. Uważam, że warto spróbować, bo wtedy również relacje z dziećmi będą lepsze i pełniejsze, będziemy podchodzić do nich z większą cierpliwością i zrozumieniem.