Zima już coraz śmielej zaczyna pukać do naszych bram. To oznacza wiele zmian, jak pogorszenie warunków jazdy na drodze, konieczność większej ilości warstw wkładanych na siebie na spacer, grzanie w domach, ale to także piękny i wyjątkowy czas na zabawę nie tylko dla dzieci. Oczywiście ostatnio nie każda zima pozwala nam na szaleństwo z wykorzystaniem białego puchu, ale trzeba liczyć, że ta choć trochę da nam tej przyjemności. Tak więc, nauczeni doświadczeniem, skompletowaliśmy już kilka rzeczy w piwnicy, aby nie trzeba było szukać na ostatnią chwilę. Teraz tylko czekam na śnieg i ruszamy na ślizgi.
Najpopularniejszy środek do zabawy na śniegu. Sanki nadają się do zjazdów zarówno z górki, jak i do spacerów. Są różne wersje sanek. Tradycyjne drewniane z płozami, czy plastikowe, które jadą bezpośrednio po podłożu. W tych drugich, niestety, minusem jest szorowanie, gdy nie ma śniegu, np. na chodnikach. Za to mają płozy po boku, co umożliwia hamowanie i sterowanie. Powstały też wersje z kierownicą, gdzie czujemy się jak w rajdowym pojeździe. To kierownica umożliwia zmianę kierunku jazdy, a nie ciągnięcie za sznurek. Można zakupić też wersje, gdzie są specjalne zaczepy do roweru, czy klatki piersiowej rodzica. Sanki, niezależnie od wybranego wariantu, są super opcją, a i bez problemu możemy przykryć w nich dziecko kocykiem, czy śpiworkiem, aby nie zmarzło za bardzo.
Najczęściej przybiera formę plastikowego, kolorowego jabłuszka lub łopaty. Wykonane są z plastiku. Już nawet małe dzieci mogą z niego korzystać, tylko trzeba wybrać niezbyt duże wzniesienie. Sprawdza się na śniegu zmrożonym, bo niestety na puchu łatwo wyhamowuje.
Podobne do jabłuszek, ale są głębsze i mają uchwyty po bokach, a nie z przodu. Potrafią się okręcać, więc mamy dodatkową atrakcję w postaci karuzeli.
Najczęściej w formie „opony”. Są specjalnie stworzone do warunków pogodowych, czyli odporne na wilgoć mróz i tworzywo też nie jest tak łatwo uszkodzić jakimś kamykiem wystającym z ziemi. Są modele jedno- i wieloosobowe. To wersja dla starszych dzieci i dorosłych, gdyż trzeba umieć się na nich utrzymać, a także dobrze kontrolować tor jazdy. Trochę przypominają zjazdy na workach ze słomą jak za naszych dziecięcych lat.
To są najpopularniejsze formy, jakie spotykam na górkach. Z racji wieku, nie korzystaliśmy jeszcze ze wszystkich. Pierwsza zima pozwoliła nam tylko na sanki drewniane, czyli tradycyjne, oraz plastikowe, zaliczane też czasami jako ślizgacze. Teraz na odpowiednie warunki czekają muszelka i jabłuszko.
A czy wy już jesteści gotowi na zimowe szaleństwo?