Zapewne każda z nas, z przyszłych mam, zastanawiała się nad porodem rodzinnym. Czy to z najbliższą przyjaciółką, mamą, kuzynką, siostrą, partnerem bądź mężem.
Pierwszy poród przeżyłam sama. I były to dla mnie bardzo ciężkie chwile, które wymagały ode mnie bardzo dużego nakładu energii.
Teraz, po ośmiu latach, kiedy jestem po raz drugi w ciąży wiedziałam, że chcę rodzić z najbliższą mi osobą - mężem. Kiedy wspomniałam mu o tym, usłyszałam od niego tylko jedno słowo: „nie”. Zmroziło mnie, ponieważ nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie brałam jej nawet pod uwagę. Jednak mąż zmienił zdanie - po kilku rozmowach. I właśnie rozmowa jest tutaj kluczowa: wyjaśniłam mu, dlaczego tak ważne jest, aby był ze mną w tym czasie, aby towarzyszył mi w tak ważnej dla nas chwili - chwili narodzin naszej drugiej córki.
Rozmowa jest kluczowa. Mąż oznajmił mi, że się po prostu boi, co jest dla mnie zrozumiałe. Wyjaśniłam mu, jak wygląda poród, że to nie jest takie hop siup, jak wydaje się wielu osobom. Że to jest kilka, a nawet kilkanaście godzin w bólach, bo sam poród jest ostatnią fazą i trwa zaledwie kilka chwil. Najważniejsze jest, aby osoba towarzysząca była w chwili powiększającego się rozwarcia. Aby pomogła nam napić się wody, zmoczyć nam twarz, wykonać delikatny masaż bądź pomóc pójść do toalety lub pod prysznic. Te kilka godzin, podczas których my kobiety będziemy cierpieć, aby móc wydać na świat nasze potomstwo, będą wydawać się nam wiecznością, a obecność bliskiej osoby pomoże nam przetrwać ten czas.
Mój mąż był na nie, ale po wielu rozmowach zmienił zdanie, ponieważ zobaczył jak bardzo mi zależy na jego obecności, jak bardzo boję się znowu być sama. W tej ostatniej fazie nie będzie go ze mną - wiem, że on także się boi. Chcę, aby był ze mną w tych najtrudniejszych godzinach.
Dlatego przyszłe mamy - rozmowa jest kluczem!