Nadeszła jesień. Pora gryp, przeziębień, katarów i wszelkiego innego „zła tego świata”. Rodzice nie lubią jesieni, bo wtedy najczęściej ich pociechy „łapią” różne cuda. A chore dziecko, to cierpiące dziecko. Z nim zaś cierpi rodzic.
Dziś chciałabym podzielić się z Mamami moimi sposobami na to, jak unikać chorób i jak sobie z nimi radzić, gdy są nieuniknione.
Moja córka od pierwszych dni (urodziła się początkiem listopada) korzysta ze spacerów. Nie straszny nam deszcz (wtedy spacer jest krótszy i wiadomo – wózek pod folią), śnieg czy wiatr. Wystarczy adekwatnie ubrać dziecko, zabezpieczyć i dać mu możliwość pooddychania różnym powietrzem, nie tylko ciepłym i przyjemnym. O ile temperatura na dworze nie przekroczyła minus dziesięciu stopni (większy mróz jest niebezpieczny dla niemowląt i małych dzieci) spacerowałyśmy codziennie.
Oczywiście, jeśli wiem że ktoś ma poważną chorobę, nie zaprowadzam tam córki, ale… Nie sterylizuję dla niej domu, nie bronię kontaktu z innymi dziećmi, pozwalam na to, by jej układ odpornościowy nauczył się zwalczać drobne infekcje, cudze zarazki itd. Nie oznacza to, że wychowuję ją w brudzie i między drobnoustrojami, ale nie przesadzam. Sterylne dziecko nie potrafi się bronić przed chorobami!
Oczywiście konsultuję z pediatrą każdą infekcję u córki. Niemniej jeśli to tylko katar lub tylko przeziębienie, za zgodą lekarza nie podajemy syropków i innych specyfików, które miałyby pomóc zwalczać infekcję. Czekamy i obserwujemy, jak poradzi sobie układ odpornościowy małej. W tym miejscu chciałabym zaznaczyć, że gdyby sobie nie radziła, gdyby miała gorączkę, zmiany osłuchowe, stan zapalny gardła itd. – na pewno dostałaby leki. Nie jestem nawiedzoną matka, która za wszelką cenę chce naturalnego leczenia. Dobrze wiem, że czasem bez lekarstw obejść się nie można i nie traktuje ich jako zła. Po prostu wiem też, że czasem są zwyczajnie zbędne.
Gdy moja córka się przeziębi, złapie katar itd. natychmiast robię syrop z cebuli. Matylda bardzo go lubi. Dostaje również 5 ml dziennie w okresie zwiększonej zachorowalności na grypy i przeziębienie – w ramach naturalnego wspomagania odporności (zamiast specyfików z apteki). Wielu rodziców uważa, że syrop z cebuli jest okropny i dziecko nie będzie chciało go pić. Chciałam zaznaczyć, że dzieci mają zupełnie inne pojmowanie smaku, mało tego – lubią słodkie, więc warto spróbować i podać. To, co nie smakuje nam – niekoniecznie musi nie smakować dziecku (próbowałyście kiedyś Drogie Mamy dań ze słoiczków, którymi zajadają się Wasze pociechy?)
Syrop z cebuli jest bardzo prosty do zrobienia. Biorę czysty słoik, obieram cebulę, przekrawam na pół, połówki nacinam i kroję w półplasterki. Wrzucam to do słoika i zasypuje sporą ilością cukru (jeśli słoik z dżemu jest niemal pełen kawałków cebuli, na wierzchu zasypuje ok. 1 cm warstwą cukru). Słoik zakręcam i odstawiam w ciepłe miejsce. Po kilku godzinach syrop jest gotowy. Należy go zlać do innego naczynia, zakręcić i odstawić do lodówki. Reszta cebuli może zostać ponownie zasypana cukrem (mniejsza ilością) by wytworzyła sok powtórnie. Po 2 dniach należy cebule wyrzucić, słoik umyć i czynność powtórzyć, każdorazowo zlewając powstały syrop i przechowując go w lodówce nie dłużej niż 2 tygodnie.
Jeśli mała nie choruje, a jest czas wiosenny czy jesienny, podaje profilaktycznie przez około 7 dni po 5 ml. Jeśli jest zaziębiona, czy zakatarzona, dostaje 3 x dziennie po 5 ml.
- Sam katar nie jest ani groźny, ani niebezpieczny, niemniej bardzo problematyczny. Małe dzieci nie potrafią wydmuchiwać nosków i trudno im zrozumieć ograniczenia w oddychaniu. Dlatego mają problemy z jedzeniem (podczas ssania oddycha się nosem) oraz ze spaniem (nie wiedzą, że w czasie kataru przechodzi się na oddychanie ustami).
- Trzeba wiedzieć, że katar nie jest przeciwwskazaniem do spacerów (o ile dziecko nie gorączkuje!) Wręcz przeciwnie, dotlenione dziecko oddycha łatwiej, na dworze nos się lekko udrożnia poprzez obkurczanie się śluzówki w wyniku kontaktu z chłodniejszym powietrzem. Dlatego też zakatarzonej córce funduję większą ilość spacerów lub spacer dłuższy.
- Częstuję kanapkami z czosnkiem (chleb bez skórki, masło i odrobina posolonego czosnku), które bardzo lubi oraz dodaję czosnek do obiadków.
- Nos oraz okolice zatok smaruję maścią majerankową, która pomaga oddychać.
- Pod dwie nogi łóżeczka (te po stronie głowy) podkładam kilka książek tak, by część na której mała ma główkę była znacznie uniesiona (dzięki temu katar nie ścieka, a ja mam p[pewność, że dziecko się nie udusi).
- Rozgniatam kilka ząbków czosnku na spodek, który następnie umieszczam na podłodze blisko łóżeczka dziecka. Olejki eteryczne czosnku szybko rozprzestrzenią się w pokoju i udrożnią nos, przynosząc ulgę w oddychaniu.
- Często wietrzę (oczywiście nie wtedy gdy córka przebywa w pokoju lekko ubrana)
- Nawilżam śluzówkę nosa solą morską lub fizjologiczną i odciągam katar aspiratorem (trzeba pamiętać, by nie robić tego zbyt często – max 3 razy dziennie – gdyż odciąganie podrażnia chorą śluzówkę, która reaguje obronnie wytwarzając więcej wydzieliny i zatykając nos bardziej, a więc otrzymujemy odwrotny efekt.
Tak jak wspominałam, nie jestem przeciwniczką leków. Mimo to, moja córka, choć niebawem kończy rok, nie musiała nigdy ich brać. Pod kontrole pediatry wystawiamy jej organizm na próby, dzięki którym zyskuje umiejętność obrony. Wzmacniamy odporność naturalnymi metodami (bo są najlepsze i o wiele lepiej przyswajalne niż chemia z apteki). Jest ogólnie zdrową i wesołą dziewczynką. Jej organizm radzi sobie z infekcjami doskonale, nam – rodzicom natomiast – jej przeziębienia nie spędzają snu z powiek, mamy bowiem sprawdzone sposoby by sobie z nimi radzić.
Wszystkim Maluszkom życzę dużo zdrowia tej jesieni i zimy oraz pięknej pogody – pozwalającej cieszyć się spacerami i świeżym powietrzem!