Wiele kobiet obawiających się cesarskiego cięcia myśli nie tylko o samym porodzie, ale także o tym, co będzie później. Lękają się nieznanego, dlatego wyobrażają sobie siebie, jak kalekę po ciężkiej operacji, która nagle zostaje sama z noworodkiem, bo partner/mąż musi wrócić do pracy, rodzice pracują lub mieszkają daleko, a na codzienną pomoc kogoś bliskiego trudno liczyć.
Do napisania tej porady skłoniło mnie pytanie przyjaciółki.
Przyznam, że to, co od niej usłyszałam sprawiło, że poczułam dreszcze. Biedna, targana hormonami, przerażona widmem porodowej operacji wyobrażała sobie wszystko, co najgorsze. Po naszej rozmowie poczuła się zdecydowanie lepiej i z uśmiechem wróciła do domu. Co jej powiedziałam? Opowiedziałam o tym, jak połóg po cc wyglądał u mnie.
Oczywistym jest, że to, jak szybko kobieta dojdzie do siebie po cc zależy od bardzo indywidualnych czynników. Już samo odczuwanie bólu jest zróżnicowane, a co dopiero powracanie do pełnej sprawności. Niemniej warto wiedzieć, że cc wcale nie oznacza unieruchomienia na wiele tygodni, dyskomfortu przez długi czas i okupionego łzami połogu. Nie musi tak być.
Ja, doszłam do siebie bardzo szybko. Nie wiem czy taka moja uroda czy to siła woli, która kazała mi najpierw zebrać wszystkie siły w szpitalu, by skutecznie się „spionizować”, a potem pozwoliła jak na skrzydłach zajmować się dzieckiem. Tak czy siak, najtrudniejsze było dla mnie pierwsze wstanie. Kręciło mi się w głowie i brzuch ciągnął okrutnie. Miałam wtedy jednak w głowie radę, którą sama uzyskałam od koleżanki po cc. Powiedziała do mnie: „najtrudniejszy jest pierwszy raz, gdy wstaniesz, to będzie już z górki”. A więc z całej siły chciałam, żeby było już to z górki. I udało się. Nie będę opowiadać bajek o tym, że mogłabym wtedy przebiec maraton, brzuch mnie bolał, bo został pocięty bardzo głęboko, więc MUSIAŁ BOLEĆ. Ale… Nie było dramatu. Każdego dnia czułam się coraz lepiej.
Wiem, że różne są szkoły i różnie położne zalecają. Mnie zdjęto opatrunek już godzinę po cc. Położna poinstruowała mnie, że oddychająca blizna będzie szybciej i lepiej się goić. Po 12 godzinach poszłam pod prysznic i tu znów miałam dylemat, bo wiele o tych bliznach słyszałam. Lekarz, który wykonał cięcie powiedział, że bez problemów bliznę mogę moczyć, niezależnie od tego, czy chcę wziąć prysznic, czy też poleżeć sobie w wannie. Ważne było, bo przemywać ją szarym mydłem, które jak wiadomo ma właściwości odkażające i co ważne przy bliźnie – wysuszające. Następnie – po prysznicu, osuszyłam bliznę czystym, miękkim ręcznikiem i mogłam się ubrać. Nieocenione okazały się siateczkowe majtki, które pozwalały bliźnie oddychać. Przyznam, że korzystałam z nich także w domu. Nie nosiłam spodni, tylko w luźnej, bawełnianej koszulce wietrzyłam ranę.
Siostra była zdziwiona, bo tydzień po cc moja blizna wyglądała tak, jak gdybym urodziła przynajmniej rok wcześniej. Była całkowicie zarośnięta (oczywiście tylko od zewnątrz, skóra zarosła się szubko, powłoki brzuszne i macica potrzebowały dużo więcej czasu).
Nie używałam żadnych dodatkowych środków, lekarz uznał je za zbędne. W moim przypadku wystarczyło szare mydło dwa razy dziennie.
Po porodzie, gdy byłam już w domu, nie miałam możliwości skorzystać z pomocy rodziny. Mąż musiał wrócić do pracy zaraz po tym, kiedy wróciłam z córką do domu, pozytywnie zaskoczyło mnie to, że całkiem dobrze daję sobie radę. Lekarz nie zalecił żadnych ograniczeń poza jednym. Przez pierwsze 3 miesiące miałam nie dźwigać więcej niż waży moje dziecko. Powiedział, że wraz z przybieraniem na wadze córki, mogę stopniowo zwiększać obciążenie, a po 3 miesiącach mogę sobie już pozwolić na ciężary. Jak sobie poradziłam z tym zaleceniem?
Poza tym mogłam robić absolutnie wszystko to, co mamy po porodzie sn (gdybym miała życzenie ćwiczyć, musiałam odczekać 12 tygodni).
Straszono mnie też długim, obfitym i uciążliwym krwawieniem. Nie wiem, jakie są standardy, ale porównując z siostrami, każda z nas miała inaczej. Jedna, po sn krwawiła 8 tygodni, druga po cc tylko tydzień. Ja po cc krwawiłam 8, z czego pierwszy tydzień dość obficie, dlatego wygodniej było mi używać poporodowych wkładek, później zaś już zdecydowanie mniej, aż w końcu (ostatnie 4 tygodnie) były wyłącznie plamieniami. Przyznam, że trochę się stresowałam, ale lekarz, który prowadził moją ciążę uspokoił mnie mówiąc, że to zupełnie normalne.
Szwy zdjęto mi w szóstej dobie po cc. Na pierwszy spacer wyszłam z córką w 4 dobie. Czułam się na tyle dobrze, że mimo iż był to początek marca, spacerowałyśmy dobre 3 godziny. Nie byłam uziemiona ani zależna od innych. Całkowicie samodzielnie byłam w stanie zadbać o dom i dziecko.
Moja porada nie ma na celu wyznaczania standardów i wskazywania, jak dobrą mamą, żoną, gospodynią domową itd. można być (napisałam kiedyś poradę o tym, że po porodzie trzeba sobie umieć odpuścić i zadbać o siebie, niekoniecznie o obiad z deserem). Ma na celu uświadomienie mamom, które czekają na cc lub u których będzie to nagła konieczność, że każda z nich ma szansę dać sobie radę i szybko wrócić do formy.
Wiem, że sytuacje są różne, ale znając strachy i opowieści, które straszą młode mamy lub też wsiewają w ich serca niepokój, uznałam za słuszne pokazanie zupełnie innej strony medalu.
Kochane przyszłe mamy, jeśli staniecie w obliczu cc nie bójcie się połogu, jest jak najbardziej do przejścia i wcale nie musi być traumatyczny!