Podejrzewam, że poruszę bardzo popularny temat, który omawiany jest szeroko, ale pomimo tego – myślę, że to, o czym zaraz opowiem poniżej, przyda się i Wam.
Na pewno (prawie) każda z nas, początkujących mam, pośród wielu rad i opinii naszych matek, teściowych, cioci, znajomych itd. usłyszała również te związane z odbijaniem. Wokół tego tematu zrodziło się wiele faktów i mitów, a co najgorsze, straszliwych historii, które najczęściej przyjezdne ciotki potrafią nam zaserwować.
W tym miejscu absolutnie nie będę oceniać, polemizować, traktować o tym, czy „musi beknąć”, czy „wcale nie musi beknąć” - skupię się jedynie na metodzie, które stosuję u mojej Antosi.
Pod naporem powyższego wstępu, nie ukrywam, że temat odbijania był początkowo problemowy. Wiadomo – loteria – raz wystarczy 30 sekund, a innym razem 30... minut :-)
Przechodząc do meritum, czyli porady, bardzo dobrym sposobem (w naszym przypadku, a właściwie w przypadku Antosi), okazało się obracanie na brzuszek w momencie oczekiwania na „odbicie”.
Nie dość, że efekt zwykle jest błyskawiczny (jeśli przesadziłam, to na pewno jest o wiele szybszy od tradycyjnego trzymania maluszka „w pionie”), to dodatkowo pozycja ta jest przecież korzystna dla naszej pociechy. Nasze dziecko ćwiczy wówczas swoje mięśnie, próbuje unosić główkę, zaczyna podpierać się na swoich rękach. Leżenie na brzuszku jest uznawane za niezbędne dla prawidłowego rozwoju niemowlęcia. Wiele źródeł poleca, aby stosować tę pozycję kilkukrotnie w ciągu doby.
Wobec powyższego, w pozycji na brzuszku znaleźliśmy z Antosią dwustronną korzyść – po pierwsze nie męcząc się, bardzo szybko odbija po jedzeniu, a co więcej dbamy przy tym o jej właściwy rozwój. Polecam wszystkim mamom borykającym się z problemem odbicia pozycję na brzuszku.
Mam nadzieję, że wiele z Was skorzysta z porady i cieszyć będzie się z działania 2w1. Jeżeli jednak radzicie sobie z odbiciem w inny sposób – nie zapominajcie, że pozycja ta zapewnia Waszym maluchom prawidłowy rozwój.