Choroba powszechnie znana każdemu i niesłusznie postrzegana jako niegroźna.
To choroba wirusowa przenoszona drogą kropelkową, czyli możliwe jest zarażenie przez bezpośredni kontakt, jak i przez przedmioty zawierające świeżą wydzielinę chorego. Zaraźliwość jest bardzo wysoka. Raz przebyta choroba zapewnia prawie 100% odporność.
Wśród dzieci przebieg jest zazwyczaj łagodny. Mimo to organizowanie tak zwanych „ospa-party”, jest według mnie nieodpowiedzialne. Sama mając okazję na celowe zarażenie, wolałam tego uniknąć. Mimo iż to były święta Bożego Narodzenia i szkoda mi było nie spotkać się z najbliższą rodziną z powodu choroby dzieci. Po pierwsze dziecko było małe i nie potrafiłoby powstrzymać się od drapania, co na pewno skutkowałoby późniejszym problemem estetycznym. Po drugie nigdy nie wiemy jaki przebieg będzie miała choroba. Jednak argumentów za szczepieniem jest w mojej ocenie więcej.
Szczepienie przeciwko ospie wietrznej należy do szczepień zalecanych, ale nie obowiązkowych. Jest więc płatne. Od pewnego czasu są grupy, dla których jest ono refundowane. Należą do nich między innymi dzieci uczęszczające do żłobka. Niestety nie są nim objęte przedszkola.
2 dawki szczepionki w odstępie minimum 6 tygodni. Optymalny odstęp czasowy między dawkami wynosi 3 miesiące.
Najlepszym czasem jest wiek pomiędzy 12 a 18 miesiącem życia dziecka.
Dodatkowo jest też możliwość podania szczepionki, najpóźniej 72–120 h po kontakcie z chorym. Szczepienie w takiej sytuacji nie zawsze zapobiega zachorowaniu, może jednak złagodzić przebieg choroby.
Gdy mój syn dostał się do żłobka, od razu postanowiłam, że go zaszczepię, bo nie chcę ryzykować, że będzie tym wyjątkiem, co ospę przejdzie ciężko. Dodatkowo za jakiś czas liczę, że pojawi się rodzeństwo, więc nie chciałabym narażać maleństwa na niebezpieczeństwo. Ja przebyłam już chorobę w dzieciństwie, mimo to będę się czuła pewniej w ciąży, gdy będę wiedziała, że dziecko nie przyniesie ze żłobka niechcianego podarku - ospy wietrznej.