Prawdopodobnie większość z nas spotkała się z pytaniem: „karmisz piersią czy z butelki?”. Odpowiadając ‘naturalnie’ każdy wyobraża sobie mamę i malca przy jej piersi. Ale nie zawsze tak to wygląda. Dlatego chciałam opisać jak jeszcze może wyglądać karmienie ‘naturalne’.
Moja droga do wypracowania najlepszej metody karmienia była długa i ciężka. W szpitalu okazało się, że mam za małe brodawki i małemu ciężko było je złapać. Po nieprzespanej nocy (synek był głodny i płakał; myślałam, że boli go brzuszek, a żadna pielęgniarka nie pomogła nam w tych ciężkich chwilach swoja radą) i powrocie do domu okazało się, że mały prawie nic nie jadł. Teściowa doradziła, żebym spróbowała dać mu sztucznego mleka i sprawdzić czy nie jest głodny. Oczywiście okazało się, że był!
Początkowo nie potrafił nawet ssać butelki i taki okres utrzymywał się dość długo. Wtedy postanowiłam dokładnie wypytać kobiety w mojej rodzinie jak u nich było z karmieniem piersią. Niestety nie były to pozytywne informacje. Ani w mojej, ani męża rodzinie nie udało się karmić piersią dzieci (ja byłam wyjątkiem). Wszystkie były na sztucznym mleku. Postanowiłam się nie poddawać na starcie i wypróbować laktator ręczny, w który na wszelki wypadek się zaopatrzyłam. I tak standardowo przystawiałam małego i odciągałam, a swój pokarm dawałam mu też z butelki. Niestety postępy były mizerne, choć czasami zdarzało się, że synek złapał i pił - ale wtedy zaczęło się jeszcze gorsze…
Początkowo nic nie zauważyłam - trochę bolały mnie piersi, ale brodawki nie były poranione. Następnego dnia źle się poczułam. Byłam osłabiona, a wieczorem dostałam gorączki i bardzo się pociłam. Zauważyłam też, że na piersi pojawiły mi się dziwne czerwone plamy. Zdziwiłam się tym, ale dalej próbowałam karmić synka. W nocy nadszedł punkt krytyczny i nie miałam już nawet siły do niego wstać, a pierś zaczęła mnie mocno boleć i zrobiła się twarda. Zaczęliśmy szukać informacji co to może być i wniosek był jeden – zastój pokarmu.
Po powracających problemach z piersią, pomocy znajomych przy synku i ciągłym masowaniu piersi zaczęłam się zastanawiać kiedy pojawiają się problemy. I niestety po każdym przystawieniu synka do piersi miałam zapalenie. Próbowałam osłonek, okładów, masaży - wszystkiego co tylko mogło pomóc. Odwiedziłam lekarza i dostałam antybiotyki. Ale to też nie pomogło na długo. Miałam pokarm, ale nie wiedziałam co zrobić, żeby moja męczarnia się skończyła. Trwało to dwa miesiące. Wtedy postanowiłam odciągać pokarm cały czas (już przy użyciu szybszego i wygodniejszego laktatora elektronicznego) i karmić synka z butelki.
Mój problem się skończył. Teraz mały ma już 7 miesiąc. Nadal karmię go swoim mlekiem z czego bardzo się cieszę. Wiem, że daję mu to co najlepsze, a synek się rozwija i rośnie jak na drożdżach. I oczywiście na pytanie jak karmię odpowiadam: naturalnie. Ale nie zawszę tłumaczę na czym ono polega.
Opiszcie jakie problemy Wy miałyście, z czym musiałyście walczyć, żeby karmić swoje maleństwa…