Ubiegłej zimy cały czas drżałam o to aby mój synek nie zachorował na zapalenie płuc, jakoś tak wyszło, że choroba ta szalała wszędzie wkoło. Wiele dzieci znajomych bliższych i dalszych chorowało i było z tego powodu hospitalizowanych. Nam jakimś szczęśliwym trafem, mimo wielu infekcji udało się uniknąć choroby. Jak się okazało do czasu....
Kiedy pogoda się zmieniła, przyszedł czerwiec odetchnęłam z ulgą, aż tu nagle pewnego dnia gdy wróciłam z pracy mój brzdąc miał dziwne rumieńce choć temperatury żadnej więc nie podejrzewałam niczego złego. Kolejnego dnia pojawiła się gorączka, podczas wizyty u lekarza mały miał 39 stopni, pediatra jednak nie postawił diagnozy, zapisał antybiotyk i kazał po tygodniu wrócić do kontroli.
Po powrocie podałam leki. Mijały godziny i stan dziecka się nie poprawiał. Wręcz przeciwnie, z każdą podaną dawką leku przeciwgorączkowego temperatura wracała szybciej i wzrastała. O 22 stwierdziliśmy z mężem, że nie ma co czekać. Spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Szpitala. Dziś wiemy, że znacznie łatwiej załatwić sprawę wzywając w takiej sytuacji pogotowie do domu. Przede wszystkim, sanitariusze zabierają malucha bez szemrania, ponieważ najczęściej w ambulansie nie ma pediatry i obawiają się złego postawienia diagnozy, po drugie po przyjeździe dziecka do szpitala karetką jest ono obsługiwane w pierwszej kolejności.
W naszej sytuacji nie obyło się bez problemu, ponieważ pierwsze na co zwróciła uwagę pani przy rejestracji, to to, że pominęliśmy pomoc doraźną. Musieliśmy nieźle się nagimnastykować, żeby przekonać ją o słuszności naszej decyzji. I tu kolejna moja dygresja, jeśli już jesteście w szpitalu z dzieckiem nie dajcie się zbyć, jesteście w stresie, czasem coś się pomyli, czy zapomni ale nie znaczy to że macie być traktowani gorzej. Stójcie przy swoim i wymagajcie rzetelnego przebadania dziecka.
Wracając do naszej historii, okazało się, że mały jest w poważnym stanie, zapalenie płuc przynajmniej od dnia poprzedniego, lekarz na pogotowiu dziwił się, że pediatra nie wysłyszał obturacji. No cóż, nie będę się na ten temat rozwodzić. Fakt jest taki że u synka doszło do posocznicy. W szpitalu spędziliśmy 10 dni, synek dostawał antybiotyki dożylnie oraz wziewnie leki rozkurczowe.
Po kilku miesiącach niestety mieliśmy podobną sytuację. W okresie wczesno jesiennym kolejny raz trafiliśmy do szpitala z zapaleniem płuc. Tym razem synkowi zrobiono testy alergiczne, a po hospitalizacji skierowano nas do alergologa. Okazało się, że synek ma astmę i to ona , a właściwie, alergia na cladosporimu osłabia na tyle organizm, że infekcja rozwija się błyskawicznie.
Samo zapalenie płuc u tak małych dzieci najczęściej wywołane jest przez wirusy. Zdarza się że przebiega bezobjawowo, jednak najczęściej głównymi objawami jest wysoka gorączka, męczący kaszel czy problemy z oddychaniem. W naszym przypadku mały ani za pierwszym razem ani za drugim, nawet nie zakaszlał jednakże rosnąca w zawrotnym tempie temperatura wskazywała na poważny problem. Za drugim razem, nawet nie samo zapalenie płuc było problemem co duszności niemalże niepozwalające dziecku złapać oddechu.
Leczenie zapalenia płuc u dzieci do pierwszego roku życia odbywa się w szpitalu, starsze dzieci czasem leczone są w domu, choć decyzja podejmowana jest indywidualnie. W przypadku gdy występują duszności raczej żaden lekarz nie odważy się na pozostawienie dziecka bez stałej kontroli lekarskiej i odpowiedniego sprzętu jaki może zapewnić wyłącznie szpital. Ponadto w wielu przypadkach wskazane jest dożylne podawanie leków gdyż jest efektywniejsze.
Należy pamiętać o częstym nawadnianiu dziecka i podawaniu lekkostrawnych posiłków, najlepiej częściej a w małych porcjach. Jest to szczególnie ważne u malutkich jeszcze leżących dzieci gdyż nadmiernie przepełniony żołądek może uciskać na płuca i utrudniać oddychanie. Chore dziecko najlepiej utrzymywać w pozycji półleżącej, jeśli chodzi o małe dzieci dobrze jest je jak najczęściej pionizować.
Bezwzględnie należy stosować się do zaleceń lekarskich, również poszpitalnych, gdyż najczęściej leczenie nie kończy się na pobycie w szpitalu i trzeba kontynuować je jeszcze w domu. Ważne aby nie robić przerwy w podawaniu leków, tylko faktycznie je kontynuować, gdyż czasem dziecko otrzymywało na tyle silny lek, że nie powinno się go odstawiać natychmiastowo, lecz powoli zmniejszając dawkę. Istotną sprawą jest także wyeliminowanie dymu tytoniowego całkowicie. Niektórzy pomyślą, że przy małym dziecku to oczywiste, a jednak. Wiele osób twierdzi, że skoro pali się wyłącznie w jednym pomieszczeniu do którego dziecko nie wchodzi to wystarcza, a jednak w przypadku chorób płuc, szczególnie jeśli są to sytuacje nawracające trzeba całkowicie zrezygnować z palenia w domu czy mieszkanie. Dym przemieszcza się i zamknięte drzwi nie powstrzymają szkodliwych substancji, ponadto wiele z nich osiada na odzieży palacza, z której choćby poprzez przytulanie mają łatwy dostęp do malucha.