Tuż po narodzinach, jeszcze w trakcie pobytu w szpitalu, niemowlę poddawane jest bezpłatnym i obowiązkowym badaniom przesiewowym. Mają one na celu zdiagnozowanie chorób wrodzonych. Ich wykrycie nie jest możliwe podczas standardowego badania lekarskiego. Profilaktyka w tej kwestii jest o tyle ważna, gdyż wczesne wykrycie schorzenia może zahamować jego rozwój lub pozwolić na wyleczenie. Wynik badania jest po około 3 tygodniach od jego wykonania. Każda mama liczy na brak informacji zwrotnej z laboratorium, gdyż oznacza ona, że wszystko jest w porządku.
Przekonałam się na własnej skórze. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Moja córka jest wcześniakiem urodzonym w 35 tc. Mimo to nawet najczarniejszy scenariusz nie przewidział tego, że taki list otrzymamy. Ale stało się… po 3 tyg. od wykonania badań list trafił w moje ręce. Nie wiedziałam czy go otwierać, czułam że nie udźwignę jego treści. Ale po kilkunastu minutach otworzyłam. Informacja była krótka: „Prosimy o ponowne wykonanie badań, gdyż nie możemy wykluczyć jednej z chorób wrodzonych”. Ostatnie słowa czytałam już płacząc jak bóbr. Dlaczego nas to spotyka? Łzy, panika, przerażenie.
Natychmiast udaliśmy się do najbliższej przychodni. Z racji tego, że do listu została dołączona bibuła - pielęgniarka w przychodni pobrała na nią nową próbkę. Badanie polegało na pobraniu krwi z paluszków u nóżek, tak by wypełnić krwią przynajmniej 4 kółka na bibułce. My wypełniliśmy 6 (wszystkie), by zapobiec powtarzaniu badań. Badanie trwało około pół godziny. Następnie przez 2 godziny należało osuszyć bibułkę w temperaturze pokojowej i odesłać do Instytutu Matki i Dziecka. Tak też zrobiliśmy. Na wynik badania należało ponownie czekać około 3 tyg. Ta perspektywa mnie przerażała. Znalazłam nr telefonu (w treści listu) i zadzwoniłam. Podając nr pierwszej bibułki dowiedziałam się jakie schorzenie jest podejrzewane i że w 99% wynik jest skutkiem wcześniactwa i wynik nie jest wiarygodny. Kamień spadł mi z serca. Ten telefon uspokoił mnie na kolejne dni. Ponownej odpowiedzi z Instytutu nie otrzymaliśmy, więc był to fałszywy alarm. Ale tego co przeżyliśmy razem z mężem otrzymując ten list nie da się opowiedzieć.