Jeszcze dwa lata temu nie wiedziałam co to takiego. Jeszcze rok temu nie myślałam, że zostanę chustomaniaczką. A jednak... Po pierwszych warsztatach nie byłam pewna, czy dam sobie radę. Po kolejnych czekałam z niecierpliwością na narodziny drugiej córki, by móc ją chustować. Dlaczego?
Bliskość rodzica zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wie ono, że sygnały, które wysyła, zostaną przez rodzica szybko dostrzeżone, rozpoznane, a tym samym zaspokojone. Chusta może świetnie się sprawdzić w przypadku dzieci adoptowanych, kiedy to więź z dzieckiem jest budowana od samego początku.
Rytm bicia serca rodzica, jego zapach, ciepło, a także kołysanie i bujanie znane z okresu płodowego powodują, że negatywne emocje dziecka są neutralizowane.
Działają tu te same mechanizmy jak przy uspokajaniu. Dodatkowo pozycja, którą przyjmuje dziecko pomaga mu w oddawaniu gazów przy kolce, czy ułatwia oddychanie przy uciążliwym katarze.
Szalejące hormony nierzadko powodują, że młoda mama boryka się z baby bluesem lub nawet depresją poporodową. Dzięki chuście mama intensywniej czuje bliskość ze swoim maluszkiem, co może okazać się wspaniałym lekarstwem.
Dziecko uczestniczy w codziennych czynnościach. Poznaje otaczający je świat, a ucząc się pozostaje w centrum uwagi rodzica. Dodatkowo w rodzinach, gdzie różnica wieku między dziećmi jest niewielka, chusta umożliwia wspólne spacery czy zabawy ze starszym dzieckiem.
Nie ma zakazanych miejsc, niedyskretnych oczu, niemiłych uwag. Jest tylko mama i maluszek, i spokój potrzebny obojgu podczas karmienia.
Bycie rodzicem nie oznacza rezygnacji z wycieczek do lasu, wyjazdów w góry czy nad morze. Z dzieckiem w chuście w sposób znacznie wygodniejszy niż przy użyciu wózka rodzice mogą cieszyć się wspólnymi wyjazdami.
Regularne noszenie dziecka od jego narodzin stopniowo przyzwyczaja kręgosłup rodzica do rosnącego ciężaru, a tym samym wzmacnia mięśnie. Należy pamiętać, że chusta odciąża, a nie obciąża kręgosłup.
Dla mnie chustonoszenie to nie moda. To po prostu styl życia.