Gdy już urodzimy maluszka, zostajemy (przynajmniej w Polsce) na obserwacji i dodatkowych badaniach od 3 dni do tygodnia (albo dłużej w zależności od stanu zdrowia) w szpitalu. Niestety nie mówi się o tym głośno, ale polskie szpitale oszczędzają na wszystkim i tak bardzo łatwo się zarazić różnymi chorobami - a świerzb jest na porządku dziennym. I nie jest to choroba osób brudnych, bo każdy może się nią zarazić. Nie będę opisywać samej choroby, chcę jednak pokazać Wam jak to wyglądało u nas i jak sobie z tym poradziliśmy.
Najczęściej świerzbowcem zarażamy się od innych osób - podając rękę lub dotykając takiej osoby, wtedy zaczyna się choroba od rąk i to one (a dokładnie okolice nadgarstka) zaczynają nas swędzieć. Drapiąc się, a potem dotykając innych miejsc na ciele - przenosimy świerzbowce.
U mnie natomiast wyglądało to trochę inaczej, bo ja zaraziłam się w szpitalu po urodzeniu córki. Przykryłam się kocem, który został mi podany bez poszwy. A takie koce są prane raz na rok (i to jest optymistyczna wersja). W ten sposób po 4 tygodniach miejsca zakażone, które zaczęły mnie swędzieć to były uda, nogi, ręce i dekolt - czyli te, które nie były przykryte koszulą nocną.
Dobrze przeczytałyście - po 4 tygodniach, bo tyle trwa okres wylęgu świerzbowców i czas oczekiwania aż choroba się ujawni. Podczas zarażenia, samiczki świerzbowca wkręcają się pod skórę i przez 4 tygodnie do 6 składają jajka pod skórą, wylęgają się larwy i zanim zacznie nas swędzieć jesteśmy bardziej zainfekowani niż nam się wydaje.
Ja niestety trafiłam do dermatologa dopiero po 2 tygodniach odkąd mnie zaczęło swędzieć - czyli na dobre pozarażałam męża i moją 6 tygodniową córeczkę i to była kwestia kilku tygodni żeby i ich zaczęło swędzieć.
Szczęście w nieszczęściu, że trafiłam na bardzo dobrą panią doktor, która od razu rozpoznała chorobę i dała nam maści grubego kalibru. Problem niestety wystąpił podczas leczenia dziecka ...
Moja córka miała 6 tygodni, więc wszelkie maści o dobrej skuteczności jak Infectoscab czy Lyclear odpadały. Z tego też powodu zamiast 2 tygodni leczenia się, my walczyłyśmy z chorobą ponad 2 miesiące.
U mnie choroba była widoczna tylko dlatego, że bardzo swędziało - bo świerzbowce tworzą malutkie niewidoczne kanaliki w skórze i jedynie co widzicie to swędzące krostki wypełnione wodą (bardzo podobne do potówki).
U malutkiego dziecka, które nie umie się jeszcze drapać a jej odczuwanie bólu związanego z bodźcami zewnętrznymi nadal jest jeszcze nie do końca rozwinięte - ciężko rozpoznać chorobę.
U takich maluszków może nam się choroba połączyć z potówkami i wtedy klops. Po prostu musicie przyjąć na słowo, że skoro wy jesteście chore to wasze dziecko też. Różnica jest taka, że u dorosłych świerzb omija twarz i głowę a u dziecka atakuje całe ciało.
Jeśli podejrzewacie, że wasze dziecko jest chore - sprawdźcie najpierw takie miejsca jak stópki od strony podeszwy, główkę i wszystkie fałdki. Jeśli krostki są ułożone w pewnych "konstelacjach" to może to być właśnie ta choroba. Jednak nie zaczynajcie leczenia bez diagnozy lekarza, bo może to być równie dobrze uczulenie lub atopowe zapalenie skóry.
Jak już wspominałam - odpadają maści dużego kalibru, bo są one na bazie pestycydów. Ewentualnie jak maluch skończył 2 miesiące to możecie po konsultacji z lekarzem zastosować maść lyclear (trzeba ściągnąć ją z Anglii, ale są też strony które oferują sprzedaż) była ona testowana na małych dzieciach i przenikalność pestycydów do krwi jest wręcz znikoma.
Pamiętajcie, że świerzbowiec ma czas wylęgu od 4 do 6 tygodni, więc obserwujcie swoje pociechy dokładnie, bo nawet jak zabijecie osobniki dorosłe to jajka mogą być pod skórą i po miesiącu problem może wrócić - a jak pisałam wyżej, dziecko przez to, że nie umie się drapać nie zaalarmuje Was inaczej niż płaczem i ocieraniem się o wszystko.
Jest jeszcze jedna opcja - tabletki zawierające IWERMEKTYNĘ .... Piszę od razu, że odradzam!!!
Chodzi o to, że nie są one dopuszczone do użytkowania w Polsce, więc mimo tego, że możecie na internecie znaleźć badania na noworodkach którym podawano ten lek, to jednak robiono to w warunkach szpitalnych i pod opieką lekarzy. A jeśli wy same podacie to w razie powikłań lekarze w Polsce mogą Wam nie pomóc z powodu braku wiedzy. Samo podanie tego leku i tak byłoby ciężkie bo jedna tabletka jest na 15 kg ciała, wiec ciężko obliczyć ile podać dziecku które ma kilka kg oraz w jakiej formie, bo przecież nie podacie tabletki. Dlatego mimo, że lek można ściągnąć i jest niby najbardziej skuteczny - to mocno odradzam nawet osobom dorosłym, a co dopiero dziecku.
Jako, że karmiłam i leczyłam się maściami zawierającymi pestycydy (infektoscap, lyclear i novoscabin) musiałam mocno poszukać i poszperać odnośnie tego czy mogę karmić. I mimo, że na ulotce Infectoscabu jest napisane, by nie karmić przez 2 tygodnie od posmarowania - to zasięgnęłam informacji w innych źródłach i okazało się, że jest to termin tzw. asekuracyjny, czyli firma się chroni przed ewentualnymi pozwami. Prawda jest jednak taka, że pestycydy zawarte w tych maściach prawnie wcale się nie wchłaniają do krwi, tym samym nie przechodzą do mleka. Trzeba jednak pamiętać, żeby porządnie umyć piersi i sutki przed karmieniem maluszka.
Jeśli smarowałyście się miejscowo - to możecie (wg. mojej lekarki) karmić na bieżąco, jeśli posmarowałyście całe ciało, to po zmyciu maści (a musicie ją trzymać na ciele od 8 do 10 godzin) odczekajcie jeszcze 2 godziny i nakarmcie dziecko.
Nie trzeba odciągać pokarmu i wylewać go - jeśli nawet śladowe ilości pestycydów przeszły do krwi, a tym samym do pokarmu, to po 2 godzinach organizm pozbędzie się ich tak z krwi jak i z pokarmu (nasz organizm reguluje na bieżąco skład mleka). Jeśłi odciągacie to tylko po to, by stymulować piersi i by pokarm nie zanikł po tych 12 godzinach przerwy.
Jako, że sama zostałam zakażona tą chorobą zaczęłam przeszukiwać internet i okazuje sie, że bardzo dużo kobiet, które wyszły ze szpitala z maluszkiem wychodzi również z tą chorobą... Jest dużo zapytań o to jak leczyć kilkutygodniowe dziecko z tej choroby, a mało odpowiedzi. Dlatego postanowiłam zgromadzić moją wiedzę w tym jednym miejscu.
Nie warto jednak pozywać szpitala, bo nie udowodnicie im, że to właśnie u nich się zaraziliście, a rozprawa będzie trwać w nieskończoność i będzie się to wiązało z wizytą sanepidu w waszym domu ...
Po prostu bardzo uważajcie na higienę i w razie takich sytuacji jak u mnie - nieubrany w świeżą pościel koc - głośno się sprzeciwiajcie i buntujcie. Nie dajcie się wpędzić w takie piekło 2 miesięcy codziennego gotowania, prasowani ubrań i smarowania ciała. I pamiętajcie, że w razie choroby to cała rodzina musi się leczyć - nawet jeśli nikogo oprócz Was nie swędzi, to jest ogromne prawdopodobieństwo, że się wszyscy pozarażailiście (moja dermatolog mimo zachowania środków ostrożności, po jednej mojej wizycie miesiąc późnej była obsypana swędzącymi krostkami).
Życzę Wam jednak byście nigdy nie musiały korzystać z porad zawartych w tym poście.