"Są dwa pęcherzyki, gratuluję - to bliźniaki" - takie słowa usłyszałam podczas wizyty z ust lekarza. To było jak sen, najpiękniejszy sen w moim życiu. Nie mogłam w to uwierzyć. 2 lata starań o dzieciątko i taka niespodzianka! Radość mieszała się z obawą o przebieg ciąży. Ciąża bliźniacza niesie ze sobą ogromne ryzyko. Bałam się popełnić jakikolwiek błąd. Przez całą ciążę chuchałam na siebie i dmuchałam. Każdego dnia modliłam się do Boga by dzieci urodziły się całe i zdrowe...
Bardzo bałam się cesarskiego cięcia. Martwiłam się, że obolała nie dam sobie rady z dwójką małych dzieci. Postanowiłam więc, że znajdę szpital, w którym będę mogła urodzić naturalnie. I tak się stało! Chłopcy byli ułożeni główkowo, więc poród przebiegł bez żadnych komplikacji. Różnica między jednym, a drugim porodem wyniosła 5 minut :)
Takie słowa usłyszałam na wstępie od doradcy laktacyjnego w szpitalu, w którym rodziłam. Rzeczywiście mam bardzo duży biust i każda próba przystawienia do nich dzieci kończyła się niepowodzeniem. Wypożyczyłam więc laktator elektryczny, dzięki któremu mogłam ściągać swój pokarm i podawać go dzieciom.
Kiedy chłopcy skończyli 3 tygodnie pojawił się pierwszy kryzys laktacyjny. Nadal z powodu zbyt obfitego biustu nie mogłam przystawić ich do piersi. „Dzieci głodne, a pokarmu prawie nie ma. Co tu robić?” - pytałam samą siebie. Zadzwoniłam więc do siostry, która jest mamą dwójki dzieci i nadal karmi piersią. Poradziła mi abym się nie poddawała i ściągała pokarm laktatorem nawet wtedy, gdy będzie mi się wydawało, że już go nie ma. Wtedy właśnie mama daje swojemu mózgowi do zrozumienia, że dzieci potrzebują więcej pokarmu. Po dwóch dniach pokarm dosłownie lał się z moich piersi! :)
Chłopcy jedli i jedli... Ciągle im było mało. W nocy ściągałam 2 razy po dwie butelki mleka, w dzień nawet po 6-7 razy. Po kolejnych 3 tygodniach pojawił się drugi kryzys laktacyjny. W pewnym momencie miałam już dość... Chodziłam zła i niewyspana, mąż całe dnie pracował. Cały dzień siedziałam z ręcznym laktatorem i ściągałam aż do bólu. Moja ręka tak bolała, że miałam ochotę dosłownie wyć z bólu. Brodawki też były takie obolałe, że w pewnym momencie bałam się ich dotknąć. W dodatku mąż doradził mi żebym zaczęła dokarmiać synów sztucznym mlekiem. Zdesperowana znów postanowiłam poradzić się siostry. Powiedziała mi żebym tego nie robiła, bo będę miała coraz mniej pokarmu. Pewnego dnia podarowała mi wspaniały prezent – laktator elektryczny Canpol EasyStart, który otrzymała do przetestowania. Prezent ten tak bardzo poprawił mi humor, że po kilku godzinach pojawił się nawał mleka. Poczułam niesłychany komfort psychiczny. Laktator okazał się bardzo wygodny w użyciu, cichy i dokładny. Ściągał pokarm, którego nie udałoby mi się ściągnąć moim laktatorem ręcznym.
Dziewczyny, nie poddajcie się! Pokarm jest, tylko trzeba nad tym trochę popracować! Trzeba być dobrej myśli i przystawiać jak najczęściej dziecko. Ja choć tylko ściągam pokarm laktatorem, to i tak udaje mi się utrzymać laktację. Głęboko wierzę w to, że i Wam się to uda przy odrobinie chęci. Pamiętajcie, że nic nie jest w stanie zastąpić pokarmu matki!