Jednym z normalnych etapów rozwoju dziecka jest okres mówienia „nie”. Synek przechodzi akurat taki etap. Czasami bywa zabawnie, czasami bywa męcząco, czasami mówi tak przez cały dzień „Dzień dobry synku” „Nie”, czasami tylko w konkretnych sytuacjach. Jest to normalny stan i z czasem mija. Jednak zanim to się stanie, trzeba przez to przebrnąć. Jakie mam sposoby na „nie”?
Kiedyś nasz dialog wyglądał tak: „Idziemy na plac zabaw?” „Nie” „Idziemy na zjeżdżalnię?” „Nie”, „Idziemy budować baby” „Nie”. Teraz mówię „O, Filip i Agatka bawią się w piaskownicy (widzę plac zabaw z okna więc zerkam co się tam dzieje), czekają na ciebie. Szybko nakładamy buciki i do nich biegniemy”
Zamiast „Idziemy do parku nakarmić kaczuszki?” „Nie” Stosuję: „W parku czekają na ciebie kaczuszki, są bardzo głodne, trzeba się ubrać i iść dać im jeść”
Zamiast pytać się dziecka. Przedstawiam sytuację tak by była zachęcająca dla synka i by w pośpiechu z wielką ekscytacją sam chciał gdzieś iść, coś zrobić.
Zamiast pytać się „Pobawimy się klockami” „Nie” „To może poczytamy książeczki” „Nie” „Wolisz polepić z plasteliny” „Nie” Teraz robię tak, że zawężam pytanie do dwóch rzeczy i od razu daję wybór. „Wolisz pobawić się klockami czy poczytać książeczki” Pytanie jest tak postawione, że nie ma miejsca na ”Nie” i synek może sam zdecydować co będziemy robić.
Kolejny przykład. Robię kolację a moje dziecko o oczywiście nie chce przyrządzonej kanapki. Teraz robię dwie (mogą nawet być takie same), pytam się czy zje pierwszą „Nie”, o drugą się nie pytam, ale obie stawiam na jego stoliczku. A synek za chwilę sam pochodzi i jedną je.
Jeśli nie chce czegoś zrobić, to nakaz przemieniam w pomoc. Przykład: „Zrób” „Nie” „Posprzątaj po sobie” „Nie”. Wtedy biorę ulubionego pluszaka synka – małpkę i nią zbieram zabawki mówiąc „Oj małpka tak ładnie sprząta, ale ona jest malutka trzeba jej pomóc”, moje dziecko wtedy bierze ode mnie małpkę i razem z nią sprząta. Według niego on tylko pomaga.
Gdy jest uparte „Nie”, staram się dociec czemu. Dziecko to taki mały człowiek, ma swój rozumek, coś myśli, czegoś nie chce, ma swoje upodobania … tak samo jak my. Oczywiście gdyby syn chciał czegoś co narażałoby jego zdrowie nigdy bym się nie zgodziła. Ale zamiast upierać się że ma włożyć buty, próbuję doszukać się czemu nie chce … może zwyczajnie go uwierają a ja tego nie wiem? Albo po prostu zamiast trampek woli dzisiaj sandałki. O ile nie ma deszczu – czemu nie, niech idzie w sandałkach.
Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze znajdę sposób na ulubione „Nie”, jednak z każdym dniem poznaję moje dziecko bardziej. Z każdym dniem więcej się o nim dowiaduję, co lubi, co mu się podoba, czego nie chce. Uczę się jak moje dziecko „podejść” by syn chętnie bez awantur i obrazy robił co trzeba.
A wy, drogie mamy, przechodziłyście już ten etap? Jakie sposoby się u Was sprawdzały?