Rozszerzanie diety niemowlęcia powoduje wiele napięć. Zestresowani uważnie czytamy poradniki, studiujemy tabelki dietetyków, radzimy się lekarzy. Chcemy przecież, by maluch rósł zdrowo, by nie miał problemów z brzuszkiem, by uniknął alergii. I staramy się sprostać oczekiwaniom fachowców. Nowe potrawy wprowadzamy niezwykle ostrożnie i z kalendarzem w ręku, stanowczo dając odpór tym, którzy myślą inaczej.
Sięgamy po purée z marchewki czy ziemniaka i tarte jabłko. I z napięciem obserwujemy malca. Czy nie dostał przypadkiem wysypki? Czy rozbolał go brzuch? Czy nie ma rozwolnienia? Nawet gdy wszystko wydaje się być w porządku, wciąż się martwimy. Boimy się zrezygnować z gładkich przecierów na rzecz większych kawałków. Bo maluch się zakrztusi, bo nie jest jeszcze na to gotowy Czy rzeczywiście rozszerzanie diety dziecka musi być tak stresujące?
Czy rzeczywiście półroczne niemowlę może jeść to, co reszta rodziny? Czy można zlekceważyć wszelkie tabele i kalendarze rozszerzania niemowlęcego menu? To już kwestia naszej odpowiedzialności. Jedno jest pewne - nawet pediatrzy i dietetycy podkreślają, że ich rady mają być jedynie wskazówką dla rodziców i wcale nie trzeba się ich kurczowo trzymać. To oczywiste, że niemowlęciu nie należy podawać potraw tłustych, ciężkostrawnych. Ale te zasady dotyczą posiłków dla całej rodziny.
Na pewno maluch nie powinien jeść potraw bardzo pikantnych, słonych, słodkich, z surowego mięsa, niedogotowanych jaj, owoców morza. Nie podajemy dziecku fast foodów, konserw ani dań z proszku. Jeśli żywimy się zdrowo, możemy spokojnie poczęstować tym dziecko. Oczywiście czasem trzeba zachować ostrożność. Jeśli w rodzinie występują przypadki alergii, kłopotów trawiennych lub inne problemy związane ze zdrowiem czy rozwojem, warto skonsultować wprowadzanie stałych pokarmów z pediatrą. Należy pamiętać, że każdy malec jest inny i to, że naszemu nie zaszkodzi kawałek czekolady to innego może uczulić.
W naszym przypadku wygląda to tak, że Hania nie chciała jeść słoiczków, zdarzało się że wyrzucałam całe do kosza. Od początku rozszerzania diety czyli od 4. miesiąca dawaliśmy małej próbować wszystkiego. Nigdy nie miała problemów z brzuszkiem, nic ją nie uczuliło. Na początku i ja gotowałam zupki tylko dla niej, ale zauważyłam że jadła je niechętnie, bardziej smakowało jej to co my jedliśmy. Mając pół roku jadła już z nami, stopniowo dawałam jej to co my mieliśmy np. na obiad (zupa pomidorowa, rosół, ziemniaki z sosem). Na papki miksowałam na początku naszej przygody z nowymi smakami, potem gniotlam widlcem. Hania bardzo dobrze radziła sobie z większymi kawałkami.