Kiedy nasze dziecko zaczyna mówić, jesteśmy z niego bardzo dumni. Oznacza to bowiem, że przyswoiło sobie słownictwo, którym się posługujemy w stosunku do małego człowieka. Teraz wiemy, że nasza pociecha jest w stanie wykonywać nasze polecenia, bo wie, co do niej mówimy. Jednak ma to również swoją drugą stronę. Dziecko nie uczy się tylko tego, co do niego mówimy, ale jest uważnym słuchaczem i powtarza wszystko co usłyszy.
Niejednokrotnie rodzice nie zdają sobie sprawy, że dzieci mają pewną zdolność, której nieraz nam brakuje. Jest nią podzielność uwagi. Wydaje Ci się, że dziecko jest bardzo zajęte zabawą i że spokojnie możesz porozmawiać sobie ze znajomą przy kawie, czy też przez telefon. Nic bardziej mylnego. Mózg dziecka rejestruje wszystko, co się dzieje dookoła oraz każde nasze słowo. Doskonale pamięta, co było mówione i często potrafi powtórzyć słowo w słowo naszą rozmowę. W związku z tym dorośli bardzo często mówią przy dzieciach rzeczy nieodpowiednie. Poruszają tematy, które nie powinny dotyczyć naszej pociechy, tym bardziej, że ich nie rozumie, np. finanse, problemy w pracy bądź problemy między rodzicami.
Często zdarza się, że dziecko od dorosłych uczy się przekleństw czy wulgaryzmów, które potem z chęcią powtarza w przedszkolu czy na podwórku.
Zasłyszane rozmowy mogą powodować sytuacje komiczne, bądź mogą również wywołać niepotrzebny stres u dziecka. Sama byłam świadkiem kilku śmiesznych scenek z udziałem „rozmów dorosłych” w roli głównej. Moja znajoma bardzo lubiła prowadzić długie rozmowy telefoniczne w obecności swojego synka, który jak twierdziła zajmował się „swoimi sprawami”. Skutkowało to tym, iż dziecko brało do ręki telefon i bawiło się w rozmowy telefoniczne. Komicznie wyglądało, kiedy ze skupieniem żegnał się z wyimaginowanym rozmówcą. Wtedy wielokrotnie powtarzał zwroty używane przez swoją mamę. Wyglądało to mniej więcej tak: „ no to cześć, acha, no pa, no dobrze to jutro pogadamy, no to cześć, no buziaczki” i tak w kółko. Potrafił, również przytaczać inne elementy rozmów.
Kiedy urządzamy imieniny w okresie bożonarodzeniowym również należy uważać, bo dziecko może połączyć te dwa elementy z czego wyjdzie ładna piosenka w stylu „ sto lat, sto lat, Jeezuuniuu”.
To był mały przykład komicznych sytuacji, jednak znacznie gorzej, jeśli dziecko jest świadkiem bardziej poważnych rozmów i zachowań, a dodatkowo nasze słowa zostaną przez nie źle zinterpretowane. Możemy w ten sposób narazić nasze dziecko na stres i lęki. Córeczka sąsiadki była świadkiem rozmowy swojej mamy z koleżanką. Rozmawiały o powrocie do pracy po urlopie wychowawczym i o tym, co zrobią ze swoimi pociechami. Stanęło na tym, iż dziewczynka miała pójść do przedszkola, a mama stwierdziła, że na początku mała będzie miała problemy adaptacyjne i, że jak ją tam zostawi to może być płacz i lament. Taka rozmowa zaprocentowała sytuacją, w której dziecko wybrało z kontekstu kilka słów i miało wielkie obawy, że mama chce ją za karę gdzieś zostawić, żeby płakała. Dziewczynka długo nie mogła po tym „dojść do siebie” i stres związany z podsłuchaną rozmową zaprocentował nocnym moczeniem i stanami histerycznymi.
Morał z tego taki, że jako dorośli powinniśmy bardzo uważać na to, co mówimy i kiedy mówimy. Dziecko powinno mieć dzieciństwo i zajmować się swoimi sprawami, a nie sprawami dorosłych.
Kiedy urządzamy rodzinne spotkanie zadbajmy o to, by dzieci obecne w domu miały swoje zajęcie, a najlepiej, żeby bawiły się w swoim pokoju. Dzięki temu unikniemy sytuacji, gdy małe dziecko jest świadkiem naszych rozmów i chce brać w nich czynny udział, poprzez zadawanie pytań i wyrażanie swoich opinii. Dzieci nie muszą wiedzieć ile zarabiamy, czy gdzie trzymamy oszczędności.
Jeśli chcemy uniknąć powyższych sytuacji należy wprowadzić w życie kilka zasad: