Problem, który postaram się Wam przedstawić udało mi się nazwać po imieniu, po zajęciach z psychologiem w szkole rodzenia. Opiszę go w dziale porad, ponieważ, mi zajęło siedem miesięcy zrozumienie pewnych kwestii, więc może Wam uda się szybciej zrozumieć to co ja zrozumiałam dopiero teraz.
Zaczęło się wtedy , gdy poszłam na zwolnienie lekarskie. Poczułam się wtedy taka bezproduktywna? Skoro miałam siedzieć w domu i prowadzić nieforsowany tryb życia wszystkie obowiązki domowe wzięłam na siebie. Żyłam w przeświadczeniu, że skoro nic nie robię to zajmę się domem, tak jak nigdy przedtem. I tym sposobem doprowadziłam do tego, że mąż wracając z pracy miał podany pod nos dwudaniowy obiad, zakupy były zrobione, jak również pranie i prasowanie itp. Codziennie dokładałam sobie nowe rzeczy do zrobienia, na które nigdy nie miałam czasu. Do tego byłam na siebie zła, gdy czułam się kiepsko, miałam nudności czy wymioty i przez to nie udało mi się wykonać założonego wcześniej planu.
Nie potrafiłam cieszyć się beztroską. Ukrywałam przed bliskimi zmęczenie i gorsze momenty. Zawsze starałam się być uśmiechnięta i pokazywałam jak cudownie znoszę ten odmienny stan. Gdy miałam ochotę zostać w domu i porostu nie wychodzić z łóżka czułam się, no właśnie... winna? Miałam w głowie obraz, moich koleżanek które w ciąży zajmowały się trójką dzieci, jeździły na wycieczki czy uprawiały jakieś dziwne sporty. Wtedy zmuszałam się by wstać i nie być od niech "gorsza".
Gdy szłam do sklepu, już z widoczną ciążą, nigdy mi nie ustąpiono miejsca w kasie z pierwszeństwem. Nigdy o to też nie prosiłam, bo po co? Przecież się dobrze czułam i dałam rade postać chwilkę dłużej. W przychodni nie protestowałam, gdy ktoś chciał wejść przede mną "tylko z receptą", myślałam sobie, że przecież jak mam dużo czasu.
Kolejną, kwestią było to, że przesadnie zaczęłam pilnować tego co jem, ilości, składu i sposobu przygotowania. To wpędziło mnie w pewnego rodzaju psychozę, bo wieczorem po analizie stwierdzałam, że nie zjadłam dwóch porcji wapnia a przecież powinnam! Chyba w ferworze porządków i obiadków nie dopilnowałam tego, i byłam na siebie zła, że o siebie nie dbam....
Gdy skończyłam mieć nudności i wymioty, pojawiła się zgaga, która po zastosowaniu wszystkich środków zapobiegawczych dalej trwała. Chciałam wziąć znany środek, bo niby można, ale usłyszałam wśród koleżanek, że one nic nie brały, bo nie chciały szkodzić dziecku i w sumie to, zgagi nie miały.... To ja miałam być znów tą "gorszą" i brać tabletki? I co właściwie robię nie tak, że mam zgagę, a one nie miały?
Do jakich wniosków doprowadziło mnie, to wszystko, co napisałam? Otóż:
1. Mając takie, a nie inne wzorce i kreowany wszędzie model uśmiechniętej "matki polki" z nienagannym makijażem, czyściutkim domem i gromadką dzieci, podświadomie wpisujemy się w taką, a nie inna rolę. Sama udawałam przed innymi, że jest tak super, wcale nie jestem zmęczona czy senna. W ten sposób ja mogłam stać wzorem do naśladowania.
2. Trzeba pozwolić sobie pomagać i się wspierać, bo gdy tego nie robimy, nasi bliscy myślą, że radzimy sobie ze wszystkim. Mąż, gdy pytał się mnie, czy w czymś mi pomóc, zawsze odpowiadałam, że nie. Bo przecież powinnam dać sobie rade sama.
3. Zaczęłam korzystać ze wszystkich udogodnień dla kobiet w ciąży, bo postanowiłam, że to chodzi o dobro mojego dziecka nie moje, i niech sobie inni myślą co chcą.
4. U lekarza, gdy ktoś chce wejść "tylko po receptę", mówię, że ja też właśnie po receptę czekam.
5. Odkąd zaczęłam stosować suplementy diety dla kobiet w ciąży, nie liczę czy na pewno spożyłam tyle potasu czy żelaza ile powinnam. Wyniki są dobre, ja nie czuje się źle po tym, że nie dostarczyłam tyle związków odżywczych ile powinnam z samym pożywieniem.
6. Środek na zgagę działa, nie muszę spać na siedząco, wysypiam się i budzę jakby szczęśliwsza.
Chyba dopiero teraz zaczęłam cieszyć się ciążą, pozwalam sobie na chwilę "niemocy" i chyba dobrze mi z tym. Najważniejsze to przeżyć ten czas w zgodzie z samą sobą bez konieczności wpasowania się na siłę w postać, którą tak naprawdę nie jesteśmy. Nikt ode mnie nie wymagał tego co robiłam, więc po co to robiłam...? Chyba myślałam, że tak po prostu powinno być.