W szpitali po urodzeniu razem z mężem zaobserwowaliśmy, że synek wydaje z siebie dziwne odgłosy, tak jakby zawodził, jakiś świst. Byliśmy świeżo upieczonymi rodzicami i nie wiedzieliśmy co się dzieje. Baliśmy się, że synka coś boli. Brzmiało to jakby się czegoś bał, zawodził z przerażeniem, a przerażeni byliśmy my. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo powodem tych świstów była wiotkość krtani.
Wiotkość krtani jest przypadłością dość częstą u maluszków i absolutnie niegroźną. Krtań jeszcze nie jest dobrze „wyrobiona”, jest miękka i wiotka (stąd nazwa), co może powodować blokowanie dróg oddechowych, a dziecko wydaje z siebie dziwne odgłosy – charczenie. Czasami rodzice porównują je z różnymi odgłosami zwierząt jak pianie koguta.
Bardzo łatwo to zaobserwować gdy dziecko leży na plecach, wtedy objawy się nasilają i podczas wdechu słychać świsty. Szczególnie gdy dziecko śpi, odgłosy te są bardziej słyszalne. U nas wystarczyła zmiana pozycji na brzuszek i już nie było nic słychać.
Dość często dzieci z wiotkością krtani mają również problemy z refluksem żołądkowym czy ulewaniem. Ale nie jest to regułą.
Wiotkości krtani się nie leczy. Ustępuje sama wraz z rozwojem dziecka, jeszcze przed jego pierwszymi urodzinami. Może występować przez kilka miesięcy, by następnie zaniknąć – tak właśnie był u nas. Niemniej jednak należy bacznie obserwować dziecko, czy nie ma większych problemów z oddychaniem.
Drogie mamy, czy i Wasze maluszki miały wiotkość krtani?