Kiedy mój synek skończył roczek chcąc nie chcąc musiałam wrócić do pracy. Jeśli chodzi o formę opieki to w zasadzie wielkiego wyboru nie miałam. Na nianię mnie nie było stać, natomiast w miejscowości, w której mieszkam i pracuję żłobka nie ma. Pozostał mi jedynie Klub Maluszka. Zapoznałam się z ofertą dwóch przedszkoli, które oferują taką formę opieki nad maluchami i zdecydowałam się na tańszą, bliższą mojego domu placówkę, w której znałam kilka Pań sprawujących opiekę nad dziećmi.
Obecnie po dziewięciu miesiącach mogę szczerze powiedzieć, że polecam taką formę opieki. Oczywiście z Klubem Maluszka jest jak z każdą instytucją. Są plusy, ale też i minusy. Według mnie ta forma niewiele różni się od przedszkola i ja używam w zasadzie wyłącznie tego określenia.
Zarówno plusem jak i minusem jest duża rozpiętość wiekowa dzieci. Do naszego Klubu przyjmowane są dzieci od około roczku (choć i młodsze się zdarzały) i przebywają tam do 2,5 roku życia. W okresach wakacyjnych jest jedna grupa łączona, więc mój półtora roczny synek przez dwa miesiące był w grupie i z pięciolatkami. Kogoś może to szokować, jednak zarówno ja, jak i moje dziecko jesteśmy zadowoleni.
Widzę, że mój synek doskonale czuje się z młodszymi dziećmi, jak i ze starszymi. Od starszaków wiele się uczy, natomiast kontakt z młodszymi uczy go empatii i okazywania uczuć. Często, gdy znajdujemy się w miejscu publicznym gdzie spotykamy inne maluchy, mój szkrab nieonieśmiela się na widok czy to mniejszych czy to większych dzieci. Bez problemu nawiązuje kontakty i mam wrażenie, że to właśnie zasługa tego, że na co dzień ma kontakt z dziećmi w różnym wieku.
Placówka do której uczęszcza mój malec jest prywatna (nie wiem czy istnieją państwowe Klubiki) i grupy są bardzo kameralne. Obecnie grupa liczy sześcioro maluchów. To stwarza doskonałe warunki edukacyjne i opiekuńcze nad dziećmi. Często też ze względu na małe grupy, młodsze dzieci z klubiku uczestniczą w zajęciach starszaków czyli trzylatków, dzięki temu mają możliwość uczenia się od nich, rozwijania swoich umiejętności .
Plan dnia w zasadzie jest taki jak w przedszkolu, choć wiadomo, zajęcia i odpoczynek jest dostosowany do wieku. Maluch ma możliwość przystosowania się do reguł panujących w tradycyjnym przedszkolu dla starszych dzieci. Dzięki temu, kiedy już trafi do starszej grupy nie będzie miał już takich problemów z adaptacją i akceptacją nowych zasad jak dziecko, które trafia ze żłobka, w którym panują inne zasady.
Inną, istotną dla mnie zaletą Klubiku i w ogóle zorganizowanej grupowej formy opieki jest kwestia jedzenia. Wiem, że to może być dla niektórych zarówno wada, jak i zaleta. Problemem może być to czym faktycznie karmione są nasze pociechy. Większość klubików, lecz także żłobków obsługiwana jest przez firmy cateringowe. Rzadko która placówka wyposażona jest w kuchnię, w której przygotowywane są posiłki. Dla mnie jednak istotne jest to, że mój maluch zaczął normalnie jeść. Szczerze mówiąc pod koniec naszego wspólnego pobytu w domu byłam mocno sfrustrowana. Synek zaczął mocno wybrzydzać, a w zasadzie nie chciał nic jeść mimo, że przygotowywałam dla niego posiłki z wielką starannością. Bałam się, że w Klubiku nikt go nie przypilnuje i w ogóle nie będzie jadł, ale z drugiej strony byłam szczęśliwa, że to nie ja będę zmagała się z karmieniem go, ponieważ był czas, że nasze posiłki trwały nawet godzinę. Okazało się jednak, ku mojemu zaskoczeniu, że mały szybko załapał, że jak inne dzieci jedzą, to on także musi. Zaczął próbować nowych posiłków podpatrując rówieśników. Szybko też zaczął próby samodzielnego jedzenia.
Uważam, że warto odważyć się na taki krok i uwierzyć we własne dziecko, bo chyba właśnie z tym miałam początkowo problem. Miałam duże obawy czy mój maluszek poradzi sobie w takiej grupie, czy zaakceptuje zróżnicowane wiekowo dzieci i czy te starsze – bo nie oszukujmy się między dwuipółlatkiem, a roczniakiem jest naprawdę przepaść – nie zdominują mojego maluszka.
Okazało się, że mój synek doskonale poradził sobie ze wszystkimi wyzwaniami, zaakceptował Klubik i mam wrażenie, że znacznie łatwiej mu było, bo zaczynał swoją ścieżkę przedszkolną jako młodsze dziecko, które w pierwszych tygodniach nie bardzo zdawało sobie sprawę ze wszystkich aspektów rozłąki z mamą.
Oczywiście tego typu instytucje mają swoje minusy. Musimy się na przykład przygotować na to, że nasz maluch może zacząć częściej chorować przynajmniej na początku. Bywa też, że czas adaptacji w grupie jest bardzo długi i dziecko przez pierwsze tygodnie mocno płacze za mamą. jednak mimo to mogę z czystym sumieniem polecić taką formę opieki nad dzieckiem