Kiedy kończył się mój urlop macierzyński, długo zastanawialiśmy się z mężem jaką formę opieki wybrać dla naszego synka. Po długich rozmowach, wahaniach, w końcu postanowiliśmy, że oddamy Malucha do żłobka. I tak oto nasz 10 miesięczny, niechorujący wówczas prawie wcale synuś stał się żłobkowiczem.
Po kilku dniach pojawił się pierwszy katar, oczywiście były inhalacje, leki, którymi próbowaliśmy się ratować aby nie dopuścić do podania antybiotyku, czyszczenie noska, smarowanie klatki piersiowej przeróżnymi specyfikami, oklepywania. Niestety, po tygodniu walki skończyło się antybiotykiem. Od tamtej pory nasze życie wyglądało bardzo schematycznie. Tydzień żłobka, 2 tygodnie choroby, tydzień żłobka, 2 tygodnie choroby, i tak w kółko.
W międzyczasie podawaliśmy dziecku tran, witaminę C. Jednak wszystko na nic. Synek i tak chorował. Po jakimś czasie nasz schemat się zmienił, a mianowicie był tydzień żłobka i tydzień w domu. Antybiotyk nie był już niezastąpiony i coraz częściej udawało nam się zwalczyć infekcje domowymi sposobami. Po kilku miesiącach synek był już częstszym bywalcem żłobka. 2 tygodnie w żłobku, 1-2 tygodnie w domu, potem zdarzało się nawet, że synek był w żłobku 3 tygodnie pod rząd.
W tej chwili mamy prawie 2 latka i synek łapie jakieś drobne przeziębienia, ale (odpukać), zdarza się to już coraz rzadziej i z mniej poważnymi konsekwencjami. Zazwyczaj kończy się na katarku, ostatnie 2 takie sytuacje udało nam się załatwić syropkiem, lekami przeciwwirusowymi i inhalacją.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że żłobek przyczynił się do wyrobienia odporności u mojego syna i mimo, że ma dopiero 23 miesiące to jest na pewno dużo bardziej "zaprawiony w boju" niż niejeden przedszkolak. Przyznam, że na początku nie raz mieliśmy obiekcje, było nam szkoda synka, że narażamy go na ciągły kontakt z chorobami. Jednak nasza pediatra ciągle powtarzała nam, że jeśli nie teraz to wychoruje się i tak kiedy pójdzie do przedszkola. A ponoć maleńkie dzieci lepiej znoszą choroby niż starsze.
W naszym przypadku synek nabył odporność dzięki żłobkowi i jeśli którakolwiek z Was ma obawy przed posłaniem pociechy do żłobka, chciałabym Was uspokoić, że choroby nie trwają wiecznie. Oczywiście pewnie jeszcze nie raz przytrafi nam się jakaś choroba (oby nie), ale dziś mogę powiedzieć, że gdybym miała jeszcze raz podejmować decyzję o żłobku to na pewno zrobiłabym to samo.
A jak było u Was drogie Mamy?