Za czasów naszych babć najskuteczniejszą metodą do walki z przeziębieniem były tradycyjne bańki ogniowe. Przystawianie ich wymagało dużej precyzji i doświadczenia. Wystarczyła chwila nieuwagi i poparzenie gotowe!
Jako mała 4-letnia dziewczynka zachorowałam na zapalenie oskrzeli. Ciocia postanowiła, że przystawi mi bańki. Byłam bardzo żywiołowym dzieckiem. Podczas zabiegu wykonałam niekontrolowany ruch ręką i ciocia przez przypadek mnie poparzyła... Bardzo zraziłam się wtedy do baniek i postanowiłam, że za nic w świecie nie pozwolę ich sobie postawić ponownie!
Pewnego dnia mój niespełna dwuletni synek dostał strasznego kataru. Katar męczył go i męczył. Najpierw był wodnisty, potem gęsty i żółty, a następnie zielony. Lekarz przepisał Mu antybiotyk. Synek nie gorączkował, więc postanowiłam, że wstrzymam się kilka dni z podaniem leku. Oklepywałam go, ściągałam wydzielinę aspiratorem, wpuszczałam Mu wodę morską do nosa. W końcu się poddałam i wykupiłam antybiotyk.
Za kilka miesięcy sytuacja znów się powtórzyła. Odpaliłam Internet i cudownym trafem znalazłam bloga pewnej Pani. Pisała w nim o wspaniałych właściwościach bezogniowych baniek. Dzięki nim wyszła z ciężkiego zapalenia płuc i to właśnie nim zawdzięcza to, że żyje. Pomyślałam, że muszę je mieć w swojej apteczce!
Bańki bezogniowe swoim kształtem przypominają tradycyjne bańki. Różnią się tym, że posiadają wbudowany wentyl, do którego przykłada się specjalną pompkę i odsysa powietrze. Wytworzone podciśnienie powoduje zasysanie skóry. Powstałe w ten sposób krwiaki mobilizują organizm do walki z chorobą.
Mój zestaw składa się z 8 baniek, pompki i instrukcji obsługi. Kupiłam je aptece za 78 zł.
Przed zastosowaniem baniek należy je dokładnie umyć w ciepłej wodzie z dodatkiem mydła. Następnie osuszamy je, a przemytą uprzednią skórę smarujemy jakimś olejkiem, np. oliwką dla dzieci.
Bańki stawiamy na plecach z pominięciem znamion, łopatki, kręgosłupa i nerek. Można je stawiać również na klatce piersiowej, ale trzeba pominąć okolice serca. Bańkę przykładamy do uprzednio natłuszczonej skóry i odsysamy powietrze pompką.
U dzieci i osób bardzo szczupłych bańki trzymamy nie dłużej niż 5-10 minut (siła ssania nie może być zbyt duża by nie doprowadzić do powstania bolesnych pęcherzy). Po tym czasie należy przyłożyć dwa palce po dwóch brzegach bańki i poczekać aż sama się odessie (nie wolno jej ciągnąć na siłę). Po zabiegu dziecko powinno zostać w domu, a najlepiej w łóżku. Najważniejsze są 2 pierwsze godziny po zabiegu.
Pamiętajmy, że dzieciom możemy postawić najwyżej 6 baniek (po 3 bańki po każdej stronie pleców) : nad, pod i między łopatkami. Mamy wtedy efekt skrzydeł motyla :)
Kiedy synek zachorował ponownie postanowiłam, że przystawię Mu bańki. Najpierw pokazałam Mu jeżyka i zapytałam Go czy chciałby się w niego przebrać. Synek ładnie się uśmiechnął, co było dla mnie jednoznaczną odpowiedzią. Przygotowałam więc bańki i przystawiłam Mu je (po trzy po każdej stronie pleców).
Następnego dnia po zabiegu nie widziałam żadnej poprawy. Wydawało mi się, że synek smarcze się jeszcze bardziej. Na trzeci dzień wydarzyło się coś zdumiewającego. Synuś wstał szczęśliwy bez żadnych oznak choroby!
Drogie Mamy! Nie obawiajcie się bezogniowych baniek :-) I nie kojarzcie ich z tymi dawnymi, starymi, niebezpiecznymi bańkami. Korzystajcie ze wspaniałego wynalazku naszych czasów i cieszcie się zdrowiem Waszych dzieci! :-)