Każda para spodziewająca się dziecka zdaje sobie sprawę, jak wiele zmian czeka ich w związku z pojawianiem się w rodzinie maleństwa. Większość z nas oczekuje zmian na lepsze. Również ja wraz z mężem wyobrażaliśmy sobie jak to będzie jeszcze zanim na świecie pojawił się nasz synek. Wiedzieliśmy, że nasze życie zostanie wywrócone do góry nogami. Skończą się wieczorne wyjścia na miasto, spotkania ze znajomymi czy całonocne imprezy. Zdawaliśmy sobie również sprawę, że kwestia wyjazdów czy to na wakacje czy też do najbliższej rodziny będzie podporządkowane maleństwu. Nie wiedzieliśmy jednak spawy jak daleko idące zmiany czekają nas we wzajemnych relacjach, szczególnie w tym pierwszym okresie naszego rodzicielstwa.
Po porodzie przeżyłam kilka męczących dni w szpitalu praktycznie nie śpiąc. Liczyłam, że powrót do domu ukoi trochę moje zmęczenie. Po części tak też się stało. Jednak byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że nasze maleństwo nie jest książkowym przykładem noworodka ciągle śpiącego i budzącego się wyłącznie na jedzenie. Nasz maluch w ciągu dnia spał jedynie przez pierwszy tydzień, a później już tylko na spacerach.
Zmęczona nocnym wstawaniem, nie miałam w ciągu dnia ani chwili na odpoczynek. Ciągle narastająca frustracja prowadziła do wybuchów płaczu i złości. Szalejące hormony nie dawały mi dojść do równowagi. Oboje z mężem byliśmy nie wyspani, co prowadziło do coraz częstszych kłótni. Któregoś dnia po kolejnej nieprzespanej nocy miałam już wszystkiego dosyć. Czułam się przytłoczona obowiązkami, które spadły tylko mnie. Czułam się osamotniona ze wszystkimi problemami. Byłam w takiej rozsypce, że powiedziałam mężowi wprost, że skoro i tak muszę sobie dawać samodzielnie radę, to on mi jest niepotrzebny.
Na szczęście wcześniej sporo rozmawialiśmy o depresji i smutku poporodowym oraz wpływie hormonów, toteż mąż stanął na wysokości zadania, gdyż zorientował się co się dzieje. Podczas szczerej i pełnej łez rozmowy, wspólnie postanowiliśmy, że tak dalej być nie może. Uznaliśmy, że musimy jakoś podzielić się obowiązkami tak, abym i ja miała choć kilka chwil dla siebie, a on włączył się w proces opieki nad maleństwem. Dla mojego męża to był tak naprawdę „zimny prysznic”, za który był mi później wdzięczny. Sam stwierdził, że jakoś nie potrafił sam się wstrzelić w nową sytuację i wyjść z inicjatywą pomocy przy dziecku. Ta szczera rozmowa mimo, iż dosyć dramatyczna, w pełni uświadomiła mu nową rolę jaką ma do odegrania w naszej rodzinie.
Te stresujące sytuacje uświadomiły mi, że pojawienie się dziecka jest poważnym testem dla naszego związku i niezbyt rozsądne jest myślenie o dziecku jako o elemencie, który naprawi rozsypujące się małżeństwo. Stres związany z podejmowaniem nowych ról oraz zmęczenie powoduje mnóstwo spięć między rodzicami. Nie każdy związek jest w stanie przetrwać te ciężkie momenty. Rozmawiając ze znajomymi dowiedziałam, się że nie tylko my omal nie rozeszliśmy się przez dziecko. Bardzo wiele par boryka się z tym samym problemem. Niestety wiele małżeństw nie wytrzymuje tej presji, która wiąże się nową sytuacją.
I pamiętaj szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. Nie pozwól aby rozgoryczenie i frustracja przesłoniły ci radość jaką niosą ze sobą pierwsze chwile z dzieckiem.