Chciałam podzielić się z Wami moimi nieprzyjemnymi wspomnieniami dotyczącymi dolegliwości po nakłuciu lędźwiowym, wykonanym w celu podania znieczulenia przed cesarskim cięciem.
Najpierw parę słów o tym jak u mnie objawiał się zespół popunkcyjny. Zaczęło się od bólu głowy. Pojawiał się głównie jak byłam w pozycji stojącej. Miałam częste zawroty głowy, wymiotowałam i przeszkadzało mi światło. Objawy utrzymywały się przez 2 tygodnie. Ogólnie bardzo nieprzyjemna sprawa.
Lekarz poinformował mnie, iż ze względu na to, że miewam silne migrenowe bóle głowy te objawy u mnie się nasiliły. Zależało mi na tym, aby karmić synka i nie mogłam przyjmować żadnych mocniejszych i przez to skutecznych leków. Dwa tygodnie się męczyłam i do tego bardzo stresowałam, bo nie byłam w stanie w pełni zająć się pierwszym nowonarodzonym dzieckiem, bo każde wstanie do niego kończyło się wymiotami. Jedynym ratunkiem była moja kochana mama, która przyjeżdżała na każdy mój telefon.
Dziewczyny nie chcę Was straszyć, bo nie każdej z Was musi się to przytrafić po znieczuleniu zewnątrzoponowym, ale lepiej być świadomą tego co nas może spotkać. Może zmęczenie przed cesarskim cięciem przyczyniło się do tak silnych objawów, bo w moim przypadku przez dwie doby nie powiększało się rozwarcie, mimo podawania oksytocyny. Lekarz również nie wykluczył takiej ewentualności.
Najważniejsze, że synek się urodził zdrowy, a ja już nie pamiętam o tym co mnie spotkało.