Kiedy zobaczyłam 2 kreseczki na teście ciążowym nie posiadałam się z radości. Nie wierząc we własne szczęście, zrobiłam drugi test aby się upewnić… i ku mojemu szczęściu pokazał to samo co pierwszy! Po potwierdzeniu ciąży przez lekarza zmienił się w moich oczach cały świat: wszystko było pełne koloru i piękne! Ten stan utrzymywał się aż do momentu wykonania zleconych mi badań. Przeglądając ich wyniki, szczególną uwagę zwróciłam na jeden, bardzo wysoki wskaźnik - był to test na obecność wirusa cytomegalii... Przeraziło to zarówno mnie jak i mojego męża.
Mój lekarz po przeanalizowaniu wyników skierował mnie na dodatkowe badanie: Awidność przeciwciał cytomegalii. Miało to na celu stwierdzenie, czy jest to świeże zakażenie, czy takie, które było przebyte wcześniej. Gdy dowiedziałam się, jak bardzo szkodliwy dla płodu jest ten wirus poczułam jak stopniowo paraliżuje mnie lęk. Wirus cytomegalii ma takie same objawy jak przeziębienie i tak samo jak przeziębieniem można się nim zarazić - dlatego tak trudno go zdiagnozować bez wykonywania specjalistycznych badań. Mój lekarz próbował podtrzymywać mnie na duchu ale i tak wróciłam do domu załamana.
Jeżeli do zakażenia dojdzie w trakcie ciąży, istnieje niebezpieczeństwo, że wirus poprzez łożysko przeniknie do płodu. W pierwszym trymestrze może to doprowadzić do rozwinięcia się poważnej wady wrodzonej w układzie nerwowym… a nawet poronienia! W drugim i trzecim trymestrze natomiast, istnieje ryzyko uszkodzenia mózgu (objawiającego się zaburzeniami rozwoju i padaczką) lub przedwczesnego porodu. U dzieci matek zarażonych diagnozuje się zespół cytomegalii wrodzonej z objawami takimi jak zapalenie płuc czy wylewy podskórne.
Na wynik awidności czekałm około tygodnia. Był to najgorszy okres w moim życiu. Strach o moje nienarodzone dziecko był wprost niewyobrażalny…
Na szczęście wynik okazał się dla mnie korzystny: zakażenie, które u mnie znaleziono było pozostałością po chorobie którą przybyłam wcześniej. Wraz z mężem odetchneliśmy z ulga, gdyż to oznaczało, że nasza nienarodzona dzidzia nie jest zagrożona.
Nigdy nie zapomnę strachu oczekując na ostateczny wynik. Najważniejsze jest to, żeby wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Mój mąż wspierał mnie przez cały ten ciężki czas i bardzo to doceniam. Podnosił mnie na duchu i, pomimo że sam był równie przerażony, cały czas powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Wsparcie bliskiej osoby jest bardzo istotne.
Drogie Mamy pamiętajcie, żeby do końca wierzyć, że wszystko będzie dobrze!