Od kilku miesięcy staraliśmy się z mężem o drugie dziecko – niestety bez powodzenia. Po około 8 miesiącach zaczęłam się trochę martwić. Fakt, po pierwszej ciąży nabawiłam się niedoczynności tarczycy, ale hormony miałam już uregulowane na tyle, że zajście w ciążę nie powinno być dla nas problemem.
Kiedy po tych kilku miesiącach nadal nie było wymarzonych 2 kresek, postanowiłam wspomóc się testami owulacyjnymi i sprawdzić dokładnie kiedy występują u mnie dni płodne. Zawsze zakładaliśmy, że to standardowo gdzieś w połowie cyklu. Kupiłam więc w aptece paskowe testy owulacyjne (1 opakowanie zawiera 5 testów) i po skończonej miesiączce zaczęłam testy.
Test owulacyjny wykonuje się podobnie jak testy ciążowe, których zawsze używałam, a więc pobiera się mocz do czystego pojemnika, po czym moczy się w nim pasek testowy. Po kilkunastu sekundach pojawia się 1 kreska, jeśli dni płodne są jeszcze daleko przed nami, lub 2 kreski, wtedy w przeciągu 24-36 godzin powinna nastąpić owulacja.
Z własnego doświadczenie wiem, że testy owulacyjne mogą dostarczyć nam dużo więcej wiedzy, niż nam się wydaje. W naszym przypadku, 2 kreski na teście pojawiły się dopiero w 18 dniu cyklu, a więc owulacja nastąpiła około 19/20 dnia. Najczęściej u zdrowych kobiet owulacja występuje mniej więcej w połowie cyklu, dlatego testy najlepiej rozpocząć około 11 dnia cyklu. Gdyby nie test, nie wiedziałabym, że u mnie owulacja najprawdopodobniej występuje później. I co ważniejsze – po 2 miesiącach byłam już w ciąży.
Nie wiem czy to przypadek, czy faktycznie zasługa testów owulacyjnych, ale w naszym przypadku naprawdę się sprawdziły i pomogły nam w ujrzeniu wymarzonych 2 kreseczek.
A jak to było u Was Mamy? Macie doświadczenie z testami?