Jestem przyszłą mamą, która przez lata nasłuchała się bardzo dużo na temat tego, co może się w ciąży przytrafić. Przyznam szczerze, że od nadmiaru rad też można zwariować. Warto słuchać, ale uważam, że trzeba też zachować zdrowy rozsądek.
Tylko jedno z ostrzeżeń potraktowałam bardzo poważnie. Dotyczyło ono konfliktu serologicznego. Ten problem mógł stać się moim udziałem, bo mam grupę minus, a mój mąż grupę dodatnią.
Dużo o tym czytałam, ale uznałam, że najlepiej będzie zapytać lekarza. Tak też zrobiłam. Było to na długo przed zajściem w moją ciążę. Dzięki temu, gdy się w niej znalazłam, mój lekarz już wiedział na co musimy uważać.
Bałam się o zdrowie mojego dziecka. O to, że stracę mój mały cudzik tylko dlatego, że mój organizm zacznie go niszczyć.
Od początku ciąży miałam regularnie badany poziom przeciwciał we krwi. Na szczęście ani razu takich przeciwciał nie znaleziono. Pomimo tego wspólnie z lekarzem zdecydowaliśmy się na profilaktyczne podanie immunoglobuliny anty-RhD w 30 tygodniu ciąży.
Do planowanego terminu porodu zostały nam tylko 24 dni. Po narodzinach mojemu maleństwu zostanie pobrana i zbadana grupa krwi. Gdy będzie ona dodatnia, to niezwłocznie otrzymam druga dawkę immunoglobuliny anty-RhD.
Mam dużo szczęścia, którego niestety zabrakło wielu kobietom. Nie znały swojej grupy krwi. Nie miały lekarza, który by o to zapytał.
Wszystkim kobietom będącym w ciąży, które nie znają swojej grupy krwi, zalecam jej jak najszybsze ustalenie. Jest to szczególnie ważne dla Pań z grupą Rh- (minus). Posiadając taką wiedzę będą mogły prosić lekarza o zastosowanie immunoglobuliny D. Dzięki niej unikną wielu możliwych problemów.
Drogie mamy, walczcie o swoje małe szczęścia. Pytajcie lekarzy. Domagajcie się badań. To jest Wasz czas.