Mój synek jest na etapie rozwoju silnego poczucia własności. Często w jego wypowiedziach pada słowo „mój, moje”: mój miś , moje auta, moja książeczka. A ponieważ nie ma rodzeństwa i konkurencji nie musi toczyć codziennych batalii o zabawki. Jednak, podczas wizyty znajomych z dzieckiem zauważyłam, że największą zaborczością wykazał się w stosunku do mnie. Kiedy wzięłam na ręce małą dziewczynkę synek wołał „Moja mama!”. Poczucie własności silnie zarysowuje się także podczas posiłków. Moja miseczka i mój kubeczek- niech no tylko go ktoś dotknie, to zaraz zacznie się awantura.
Najwięcej obserwacji rozwoju poczucia własności dokonałam podczas zabaw w piaskownicy. Jakoś to tak bywa, że dzieci niechętnie użyczają innym własnych zabawek, natomiast chętnie korzystają z cudzych. Dorośli zwykle się frustrują, na siłę karzą się dzielić, a zabraniają zabierania akcesoriów innym dzieciom. Zwykle akcja kończy się płaczem. Rodzice czasem po prostu wstydzą się za swoje dzieci i odreagowują krzykiem.
Doświadczyłam takiego przypadku, gdy na plac zabaw przyszła mama z 3 letni synkiem i 6 letnią córką. Dziewczynka miała tak silne poczucie własności, że mimo tego iż chłopcy świetnie się dogadywali ,ona wyrywała zabawki mojemu dziecku i mówiła, że nie może się nimi bawić, że jest niegrzeczny i brzydki. Podeszłam do spawy spokojnie, ale tamta mama o mało nie wyszła z siebie. Z bezsilności i zażenowania. Jeżeli trafi się jednak na rodziców z dystansem, dającym dzieciom prawo do własności, wówczas można z dziećmi pertraktować. Wtedy pokazujemy naszym pociechom, że można się zamienić- (samochód za samochód, foremka za foremkę), oraz że można podzielić się pracą i wspólnie zbudować zamek z piasku.
W domu natomiast staramy się rozładować sytuację propozycją zamiany ( dam ci moją łyżkę, jeśli ty dasz mi swoją), oraz wspólnego używania zabawek ( pokażesz mamie misia, razem się do niego przytulimy, czy chodź, przeczytamy bajkę w Twojej nowej książeczce). Poza tym uczymy dziecko dzielenia się-częstujemy je ciasteczkiem, podając całe pudełko, z którego może sobie coś wybrać. Z drugiej strony zaś sugerujemy podzielenie się choćby kawałkiem owocu, który dostaje na podwieczorek na swoim talerzu. Czasami także zamieniamy słowo „mój” na „nasze”, tłumacząc, co ono oznacza. Wracamy więc do naszego domku, który jest Mamy, Taty i Jędrusia, bo wszyscy w nim mieszkamy.
Myślę, ze warto pamiętać, że przykład idzie z góry. Dziecko nas obserwuje i łatwiej mu przyjąć zasady jeżeli widzi, że dorośli je stosują. Więc pokazujmy dziecku, że można się dzielić, częstować, coś komuś pożyczyć i robić coś wspólnie.
Ciekawe czy Wy Canpolowe Mamy też znacie takie dziecięce zachowania. Ja uczę się reagowania na nie i na razie jakoś to wychodzi...Choć wiem, ze kształtowanie zachowań społecznych to długi proces, a poza tym, trzeba uważać, żeby nie uczynić dziecka zbyt uległym, takim, które odda wszystko, by tylko zadowolić rodziców. Dziecko przecież też ma prawo do własności.